Nowa w świecie sportu i debiutująca na igrzyskach olimpijskich dyscyplina szybko zwróciła uwagę kibiców na całym świecie. Kayak cross to prawdziwa wojna na wodzie, w której nie bierze się jeńców, a która pierwszy raz pojawiła się w tym roku na najważniejszej imprezie czterolecia. Czterech zawodników na start spada z rampy prosto do wody i musi jak najszybciej dotrzeć do mety, manewrując z prądem i pod prąd na składającym się z bramek torze przeszkód, równocześnie utrudniając to zadanie rywalom. - To bardzo widowiskowa konkurencja, ale też bardzo brutalna. Trzeba wymuszać błędy na innych zawodnikach. Niekoniecznie trzeba dobrze jeździć slalom, by startować w kajakcrossie - mówił w rozmowie z Interia Sport kajakarz górski i reprezentant Polski, Mateusz Polaczyk. To właśnie on i Grzegorz Hedwig walczyli w niedzielę o awans do ćwierćfinału. To prawdziwa wojna na wodzie. I Polacy wiedzą, jak w niej walczyć. Hedwig i Polaczyk z awansem Polaczyk, który dobrze zaprezentował się w sobotę i do eliminacji awansował bezpośrednio po pierwszym starcie, zajmując w nim drugą pozycję, w niedzielę potwierdził swoją dyspozycję. W czwartym tego dnia wyścigu bezbłędnie pokonał całą trasę, tocząc niesamowitą walkę o awans z Senegalczykiem, Yvesem Bourhisem. To Polak wyszedł z niej zwycięsko i choć nie miał najmniejszych szans, by dogonić Wlocha Giovanniego de Gennaro, który odjechał reszcie stawki, zapewnił sobie miejsce w najlepszej ósemce. Drugi z "Biało-Czerwonych", Grzegorz Hedwig, o miejsce w eliminacjach musiał rywalizować w repasażach, po tym, jak w pierwszym wyścigu popełnił kosztowny błąd, nie zdołał wyprzedzić żadnego z rywali i ostatecznie zajął czwarte miejsce. Repasaże okazały się jednak tylko formalnością i pierwsza lokata zapewniła mu start w niedzielnych zmaganiach, do których przystąpił w szóstej serii. I ten występ może ostatecznie także zaliczyć do udanych, choć zafundował kibicom nie lada emocje. Tuż po kapitalnym starcie znalazł się bowiem na prowadzeniu, by już po pierwszej bramce spaść na trzecią lokatę i otrzeć się o odpadnięcie z rywalizacji. Decydujący okazał się ostatni odcinek, na którym zdołał wyprzedzić Austiaka, Felixa Oschmautza i po bezbłędnym przejeździe okazał się gorszy tylko od Australijczyka Timothy'ego Andersona, z którym obaj awansowali do kolejnej fazy zmagań. Ćwierćfinały z udziałem obu polskich reprezentantów już w poniedziałek o godzinie 15:52.