Piotr Jawor: Jak minęła noc? Grzegorz Proksa: - Ciężko. Zrozumienie pewnych rzeczy wymaga czasu. Chłopcy podczas obozów wysyłali sygnały, że są tu w stanie zawojować. Niestety, nie wszystko w ringu zależało od nas i to jest przykre. Jest pan w stanie sobie wytłumaczyć wczorajsze decyzje sędziego? - Tak, ale nie umiem ich jeszcze zaakceptować, stąd emocje we mnie wciąż buzują. Jakie tłumaczenie jest panu teraz najbliższe? - Takie, że sędzia ustawił walkę. Jeśli sędzia ringowy ma mieć wpływ na poczynania w ringu, to zachowuje się tak jak wczoraj. Można powiedzieć, że mógłby napisać podręcznik: "Jak ustawić walkę". Udało mu się to idealnie. I w nagrodę dostał w ringu drugą walkę Polaka. To był hit. Damian Durkacz mówi, że próbował go pan uspokajać sytuacjami ze swojej kariery. - Tak, podczas mistrzostw Europy sędzia odebrał mi marzenia, cel życiowy, podciął skrzydła i próbował wyrwać serce. Też zrobił to sędzia ringowy. Wtedy jednak mogliśmy złożyć protest i na szczęście został podtrzymany. Na igrzyskach niestety protestów nie ma. Mówi pan, że ta walka była ustawiona. Nasuwa się pytania: z premedytacją czy przez nieudolność sędziego? - Obie te rzeczy mają ze sobą wiele wspólnego. Żadnego z tych sędziów nie spotkałem na liczącym się turnieju, spotkałem ich po raz pierwszy. Dzwonił do mnie też Janusz Pindera i mówił, że ten sędzia skrzywdził też kiedyś innego polskiego boksera. Na aspekty pozasportowe nie chcę się jednak wypowiadać, jestem odpowiedzialny za stronę sportową. Nie jest pan wściekły na boks? Dziś coraz więcej dyscyplin sportowych nie jest aż tak zależnych od sędziów, a w boksie nic się nie zmienia. - Jeśli chciał mnie pan znokautować, to się panu udało. Jestem zły. Może nie perfidnie obrażony, ale wściekły. Jednak te emocje mi i chłopakom niewiele dadzą. Teraz naszym zadaniem jest sprawić, by na kolejne igrzyska pojechało co najmniej czterech zawodników. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor