Piotr Jawor, Interia: Po triathlonie długo męczyły cię zakwasy? Roksana Słupek: Dawno nie byłam tak obolała, rzadko mi się to zdarza. To dla mnie był aż szok, bo już na mecie czułam, że wszystko mnie boli. Po tym starcie potrzebuję z tydzień na regenerację. Rozciąganie nie pomogło? - Jeszcze nie miałam czasu spotkać się z fizjoterapeutą, o porządnym śnie nie wspominając (śmiech). Jakie obowiązki tak cie pochłonęły? - Po zakończeniu wyścigu zaplanowaliśmy spotkanie z polskimi kibicami, które trwało ze dwie godziny. Poszłam przemoczona i w tych samych rzeczach startowych. Trudno było na zdjęciach ładnie wyjść, ale to spotkanie dało mi wiele radości. Były śpiewy, okrzyki, autografy, zdjęcia. Super, coś pięknego. Myślałam, że na to spotkanie nikt nie przyjdzie, tymczasem były tłumy. Bardzo się cieszę, bo chciałam im podziękować. Wiem, że niektórzy specjalnie na mój wyścig przylecieli do Paryża. Chciałam, by wiedzieli, że ich doceniam. Wielu kibiców ustawiło się też na trasie. - Nie byłam przygotowana na to, by słyszeć taki hałas podczas wyścigu. To jest cudowne, ale w trakcie startu było aż przytłaczające. W życiu nie słyszałam aż takiego hałasu, a przy tym całym stresie, jeszcze wzmacniało to emocje... Moja głowa na ostatnim okrążeniu chciała, by to się już skończyło. Nie, że nie czerpałam z tego radości, bo to był najlepszy wyścig w moim życiu, ale emocje były tak duże, że już troszkę nie dawałam rady. Widzę, że próbujesz z igrzysk wycisnąć jak najwięcej. Widać, że to dla ciebie wyjątkowy czas. - Bardzo wyjątkowy. Chciałabym, że triathlon w Polsce kojarzył się z triathlonem olimpijskim, czyli absolutnie najpiękniejszą jego wersją, a nie z ultramaratonami. Mam bowiem wrażenie, że m.in. przez postać Roberta Karasia taki triathlon jest w Polsce rozpoznawalny i wielu rodziców oraz dzieci myśli, że to jedyny triathlon i nawet z tego powodu nie chcą dzieci posyłać na treningi. Tymczasem nasza dyscyplina jest piękna i zachęcam dzieci, by się tym zainteresowały. Niedawno wioślarze, brązowi medaliści olimpijscy wspominali, że na zgrupowaniach spędzają rocznie 280 dni. Przebijesz ich? - Przebiję i to zdecydowanie. W zeszłym roku miałam problemy zdrowotne, więc spędziłam w domu trochę ponad miesiąc, ale to był rekord ostatnich lat. Najczęściej w Polsce jestem na dwa tygodnie, a reszta roku to są treningi. Trenuję w grupie międzynarodowej, jesteśmy na wiecznym obozie. Mój chłopak się śmieje, że ja Polski i Bydgoszczy nie mogą już nazywać domem, bo w domu nie bywa się kilkanaście dni w roku. Chłopak? Jak w ogóle znajdujesz czas na życie prywatne? - No właśnie mój chłopak trenuje w tej samej grupie, więc wszędzie jesteśmy razem. No inaczej nie byłoby szans na związek. Gdzie na ogół trenujecie? - Portugalia i Hiszpania, ale jak zaczynają się starty, to jeździmy po całym świecie. W tym roku byłam np. ponad miesiąc w Australii, byłam też w Hongkongu, na Kubie, w Wenezueli, czy w Chinach. Takie podróże zachęcają do triathlonu. - Mamy bardzo dużo treningów, więc czasu na zwiedzanie jest niewiele. Ale gdy jeżdżę na rowerze, to widzę przepiękne miejsca, często niedostępne dla turystów. Tam nie ma wycieczek, więc jak odkrywam jakieś cudowne plaże, to mówię, że mam vipowskie miejsce, bo tam nigdy nie ma tłumów. Ale z drugiej strony nie mam czasu na zwiedzanie turystycznych miejsc, pand w Chinach nie widziałam (śmiech). Triathlon to drogi sport? - Niesamowicie drogi. Gdyby nie pomoc Polskiego Związku Triathlonu, to nie miałabym szans na kontynuowanie kariery. Wspomaga mnie też Wojsko Polskie, bo jestem żołnierzem i za to jestem bardzo wdzięczna. Jaki jest twój cel olimpijski? - Trener mówi, że mam przed sobą jeszcze dwa cykle olimpijskie. Mam 25 lat i trochę inaczej patrzę na życie niż kilka lat temu. Muszę zacząć zarabiać na sporcie, by czuć bezpieczeństwo i komfort. Pojawiają się też myśli o założeniu rodziny, ale jeśli wszystko będzie się układało, to jeszcze dwa cykle odbędę. Chciałabym poprawić to 13. miejsce, apetyt mocno rośnie. Doping w triathlonie jest problemem. - Jest. Ostatnio ten temat jest coraz głośniejszy, niektóre występy wydają się podejrzane.... To trudny temat, bo mam wrażenie... Nie, nie mam wrażenia, tylko wiem, że komisja antydopingowa zawsze będzie kilka lat za dopingiem. Bardzo mnie ten temat boli i przeżywam, gdy o tym mówię, bo poświęcamy wiele zdrowia, mamy wiele ciężkich kontuzji i jak sobie myślę, że ktoś unika tych kryzysów przez stosowanie dopingu, to serce pęka. Moje ostatnie wyniki dają mi jednak satysfakcję i ulgę, że super rezultaty można też osiągać na czysto. Bo tylko wobec siebie możemy być w 100 proc. pewni o niestosowanie dopingu. To nie zniechęca do uprawiania triathlonu? Nie wiesz, czy nawet na igrzyskach kilka zawodniczek nie było na dopingu. - To frustrujące, bo im więcej się o tym mówi, tym więcej jest podejrzliwości, patrząc nawet na sylwetki zawodniczek. Ale powtarzam - ulgę przynosi mi tylko to, że osiągnęłam bardzo dobry wynik sportowy i wiem, że zrobiłam to na czysto. Dlatego staram się myśleć, że zdecydowanie więcej niż 3/4 z listy startowej jednak nie posuwa się do zakazanych środków. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor