Dom Polski to było najmłodsze dziecko PKOl-u na igrzyskach w Paryżu. Już wcześniej podobne miejsca miało wiele państw, ale w końcu do tego pomysłu dojrzeli także Polacy. Bramy niemal codziennie otwierano ok. godz. 14, a bilety sprzedawano w internecie (zwykły 130 zł, ulgowy - 65 zł). W cenie pakietu były przekąski, napoje oraz alkohol. Pakiet premium kosztował tyle samo, ale zależał od tego, jak w danym dniu spisali się reprezentanci Polski. Kto miał pecha, ten o 22 kończył wizytę bez większych emocji. Kto szczęście, ten mógł spotkać Igę Świątek, Klaudię Zwolińską, czy siatkarzy. Największą atrakcję Domu Polskiego było bowiem nie tyle wspólne kibicowanie, co świętowanie zdobytych medali wraz ze sportowcami. Dom Polski. Tutaj kibice spotykali się z medalistami Medaliści w Domu Polskim często stawiali się w tym samym dniu, w którym zdobyli medal. Z małymi wyjątkami, bo np. Zwolińska przybyła już po północy z powodu przedłużających się testów antydopingowych. - Bardzo przepraszam za tak późną porę - tak przywitała się z kibicami, którzy byli jej wdzięczni, że mimo wysiłku i wielkich emocji i tak przyjechała do Domu Polskiego. Wcześniejszą porą przybyli wioślarze, ale i tak świętowanie zdobytego przez nich brązowego medalu opóźniło się. Powód? Do Domu Polskiego przyjechali tak głodni, że przed wyjściem na scenę musieli po kryjomu posilić się w pokoiku Radosława Piesiewicza, prezesa PKOL-u. - Ten bigos był wyborny. Myśleliśmy, że padniemy z głodu - cieszyli się zawodnicy. Dom Polski szczelnie wypełnił się w dniu, gdy o brązowy medal walczyła Iga Świątek. Przed jej przyjazdem gospodarze stawali na głowie, by wszystko było dobrze zorganizowane. Z kolei niektórzy kibice za cel honoru obrali sobie zdobycie autografu i czatowali na Świątek jeszcze długo po tym, jak ta... po kryjomu opuściła Dom Polski. Doskonale czuły się tu polskie biegaczki. Gdy do Domu Polskiego wpadła sześcioosobowa ekipa z Ewą Swobodą na czele, momentalnie z baru przyniesiono butelkę cydru. Pierwszą, ale nie ostatnią. Później polskie biegaczki wybrały się na boisko do koszykówki, gdzie... jeden z koszykarzy umiejętnie wsadzał piłkę do kosza skacząc nad głową Swobody. 27-letnia biegaczka tak dobrze czuła się w Domu Polskim, że w sumie zapomniała, po co do niego przyjechała. Miała się spotkać z dziennikarzami, ale po dwóch wywiadach doszła do wniosku, że ma już dość. - Sorki, za dużo cydru - rzuciła i na tym skończyły się jej aktywności medialne. Z kolei prezes Piesiewicz w Domu Polskim chętnie rywalizował w tenisie stołowym i np. wyzwał na pojedynek Adama Korola, prezesa Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Absolutny szał miał jednak miejsce w sobotę, gdy o złoty medal walczyli siatkarze. - To będzie kompletne wariactwo, ludzie będą siedzieli sobie na głowach. Na pewno wszystkich chętnych nie zmieścimy - panikowali gospodarze Domu Polskiego. Biletów zabrakło już dobę przed otwarciem bram, a w roli głównej znów wystąpił... cydr. Najpierw zawodnicy polewali nim kibiców, następnie przemycili dwie butelki dla świętujących wraz z nimi żon i sympatii. Dom Polski znajdował w Lasku Bulońskim, niedaleko kortów im. Rolanda Garrosa. Z Paryża Piotr Jawor