28-letnia biegaczka pojechała jako rezerwowa. W półfinale nie wystąpiła i usłyszała, że w finale również będzie rezerwową, ale kontuzji nabawiła się Marika Popowicz-Drapała i było jasne, że Wrona-Kutrzepa wchodzi do gry. - Trener podszedł do mnie na rozgrzewce i powiedział, że będę biegła. W sumie byłam na to przygotowana, bo będąc rezerwowym trzeba mieć gdzieś z tyłu głowy, że taka sytuacja może się wydarzyć. W pierwszej chwili oczywiście był stres, ale później stwierdziłam, że po prostu muszę wykorzystać szansę. Próbowałam się oswoić z sytuacją - mówi Interii Wrona-Kutrzepa. - Śmiałyśmy się nawet z Justyną Święty-Ersetic, że wchodzę z impetem, bo to moje pierwsze igrzyska i jak już występuję, to nie w jakiś eliminacjach, tylko od razu w finale - dodaje z uśmiechem. Kilka miesięcy temu w ogóle nie była pewna, że pojedzie do Paryża. W wywiadach opowiadała, że powołanie jest dla niej marzeniem. Tymczasem już spełniła je z nawiązką. Ostatecznie Wrona-Kutrzepa stanęła na wysokości zadania, a polska sztafeta - po dyskwalifikacji Francji - zajęła siódme miejsce. - Daliśmy z siebie wszystko. Na ten moment stać nas było na tyle. Każdy zrobił, co mógł. Walczyliśmy, ile było sił i i jesteśmy z tego miejsca zadowoleni - zaznacza. Niewykluczone jednak, że to nie koniec jej startów, ponieważ podczas igrzysk pobiegnie jeszcze żeńska sztafeta 4x400 m. - Bardzo chciałabym pobiec, ale nie znamy jeszcze składu. Cel? Powalczyć całą drużyną o jak najwyższe lokaty. Nie chcę składać żadnych deklaracji. Jasne, że każdy mierzy jak najwyżej, ale nie wiem, na co nas stać. Na pewno mogę zadeklarować, że damy z siebie wszystko. Jesteśmy tylko ludźmi i nawet jeśli na papierze ktoś jest dużo lepszy lub dużo gorszy, to podczas startu niewiele to może znaczyć - podkreśla. Z Paryża Piotr Jawor