Martyna Jelińska nie najlepiej weszła w pojedynek. Przegrywała 3:9, ale potem zdobyła sześć kolejnych punktów, doprowadzając do remisu. Kiedy wydawało się, że dopadła Lee Kiefer i może z nią wygrać, Amerykanka znowu odskoczyła na kilka punktów. W końcówce Jelińska ponownie odrabiała straty, ale ostatecznie decydujące trafienie zadała utytułowana rywalka. Nasza zawodniczka przegrała 13:15. Problemy przed startem Polek. Znowu zawiódł transport. Miały mniej czasu na rozgrzewkę Szalona pogoń Polki W tej sytuacji na placu boju pozostała już tylko Julia Walczyk-Klimaszyk. - Mam nadzieję, że każdy tak uważa, że to był fajny pojedynek. Szkoda, że tak się skończyło. Byłam przygotowana, ale chyba nie na tyle. Rywalka była bardzo doświadczona, a ja za wiele nie walczyłam w tym roku, bo miałam kontuzję. Jestem zadowolona ze swojej postawy, choć jest niedosyt. Wiadomo, że jak się przegrywa, to zawsze jest przykro - powiedziała Jelińska, która wcześniej w 1/32 finału pokonała Marokankę Youssrę Zakarani 15:3. - Trochę nie czułam Amerykanki na początku walki. Może przez to, że w tym sezonie wiele nie walczyłam. Przez to byłam jakby nieco uśpiona - dodała. Polka jednak przebudziła się i rozpoczęła spektakularną pogoń. Jelińska pokazała, że jest gotowa na rywalizację drużynową. W czwartek (1 sierpnia, godz. 11.50) rywalkami Polek będą Japonki. - Dobrze mi się walczyło w turnieju indywidualnym. Uwielbiam zawody drużynowe. Już się cieszę na myśl o nich. W takiej rywalizacji walczy się zupełnie inaczej. Drużynowe zawody bardzo mnie napędzają. Myślę, że będzie dobrze - zakończyła Jelińska, która liczy na to, że o podium jeszcze w niedzielny wieczór powalczy Walczyk-Klimaszyk. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport