Tylko na początku pojedynku Hanna Łyczbińska mocno postawiła się Alice Volpi. 32-letnia Włoszka to dwukrotna mistrzyni świata. Rywalka Polki zyskała dwu-trzypunktową przewagę, którą utrzymała już do końca walki. Tym samym Łyczbińska, jako pierwsza z naszych florecistek pożegnała się z turniejem indywidualnym. Są nowe wieści ws. Tomasza Fornala, PZPS ogłasza. Wiadomo, co ze zdrowiem siatkarza Pierwsza polska florecistka pożegnała się z turniejem Po walce była jednak zadowolona z dyspozycji, jaką pokazała z tak utytułowaną rywalkę. - Ogółem walczyło mi się dobrze. Czuję, że jestem w wysokiej formie i mam nadzieję, że pokażemy nasze możliwości w zawodach drużynowych w czwartek. Do Włoszki, która była faworytką, ciągle brakowało mi dwóch, trzech trafień. Niestety, w pewnym momencie popełniłam trochę głupich błędów, co kosztowało mnie porażkę - opowiadała Łyczbińska. W tym samym czasie, co Łyczbińska, na planszy obok rywalizowała Julia Walczyk-Klimaszyk. Jej rywalką była Francuzka Ysaorę Thibus i z tego powodu w Grand Palais w Paryżu był niesamowity hałas. Teraz może się już ona skupić na rywalizacji drużynowej. Polskie florecistki powracają na igrzyska po wielu latach przerwy. Ich rywalkami w walce o strefę medalową będą Japonki. - Bardzo bym chciała, żebyśmy wygrały ćwierćfinał z Japonkami. Jeśli tak się stanie, to myślę, że będziemy tak naładowane, że zdobędziemy ten medal. Na pewno po tej przegranej z Włoszką, nie czuję się gorsza i mam nadzieję, że w czwartek pokażę to w drużynie - powiedziała Łyczbińska. Świetna atmosfera w drużynie. Polki mają jednak problemy z transportem Nasza florecistka przyznała, że w drużynie panuje dobra atmosfera, co wcale nie jest taką oczywistością w szermierce. - W wiosce olimpijskiej mieszkamy z dziewczynami w jednym apartamencie, jest wesoło, ciągle się śmiejemy. Kiedy idziemy na trening, jest skupienie, a po treningu wspólnie spędzamy czas - mówiła. Mimo że ciągle trąbi się o problemach z transportem, organizatorzy najwyraźniej nie wyciągają wniosków. Niektóre reprezentacje w związku z tak dużymi problemami nawet opuszczają wioskę. - W niedzielę przed zawodami nie zamknęły się drzwi w busie, musiał być zmieniony. Wepchnęłyśmy się do środka, na miejsce przyjechaliśmy pół godziny po czasie, co wpłynęło na rozgrzewkę. Trener zaplanował 30 minut lekcji indywidualnej, a miałyśmy 15 - zakończyła Polka. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport