Piotr Jawor. Interia: Jest pani zadowolona z 30. miejsca? Katarzyna Ździebło: Bardzo, biorąc pod uwagę okoliczności. To znaczy? Przed igrzyskami miałam kontuzję, której długo nie dało się zdiagnozować. W końcu okazało się, że to zmęczeniowe złamanie kości udowej. Jestem z branży medycznej, więc zastanawiałam się, jak to możliwe, przecież kość udowa to największa kość. To bardzo nietypowa kontuzja, z jej powodu musiałam zmienić trening. Wprowadziłam rower i pływanie, czyli ruch, który nie wywoływał bólu. Nie jest to idealna sytuacja na kilka tygodni przed igrzyskami. Wszystko odbywało się na zasadzie treningu zastępczego, ciągle też się rehabilitowałam. Codziennie jeździłam ze Spały do Łodzi, za terapię zapłaciłam 5,5 tys. zł, wypożyczałam specjalną maszynę za 3 tys. zł... Mam nadzieję, że ubezpieczenie to pokryje (śmiech), ale pieniądze wyłożyłam z własnej kieszeni. Diagnozowanie, leczenie i badania też kosztują. Cóż, za marzenia czasem trzeba płacić. Miała pani duże kłopoty przed startem, ale i w Paryżu nie wszystko było idealnie. Podobno musiała pani spacerować po wiosce olimpijskiej z łóżkiem na plecach. No bez przesady, aż tak to nie (śmiech). To była dość nietypowa sytuacja - koleżanka z pokoju kończyła chorobę, ale miała jeszcze objawy, więc obawiałam się, że mogę się zarazić. Chciałam tego uniknąć, więc poprosiłam o inny pokój, bo nie mam najlepszej odporności. Nie chciałam robić z tego problemu, tylko uniknąć zakażenia. Okazało się jednak, że nie ma żadnego wolnego pokoju. I co w tej sytuacji? Usłyszałam, że powinno być jedno miejsce w pokoju dwuosobowym, przynajmniej na kilka dni. Zdecydowałam się, ale nazajutrz przyjechały dziewczyny i ok. 22 zaczęło się zamieszanie. Znów usłyszałam, że nie ma wolnych pokoi i jedyne co mogę, to przenieść się do salonu. Zdecydowałam się i z jednym z fizjoterapeutów znów zaczęliśmy przenosić mój materac. Zrobiło się zamieszanie, a było późno, więc sytuacja robiła się nerwowa. W całej wiosce nie było żadnego wolnego pokoju? No właśnie nie, sama się tym mocno zdziwiłam. Moim zdaniem na przyszłość powinny być pokoje dla osób chorych, żeby nie zagrażać innym zawodnikom. I jak skończyła się ta historia? W końcu miałam miejsce w salonie, do tego wzięłam jeszcze kotarę prysznicową, by się trochę oddzielić i tak sobie zorganizowałam pokój. No i w sumie dobrze mi się spało, choć nie obyło się bez nerwówki. Nie ma jednak co tego roztrząsać. Co dalej z pani karierą? Teraz miałam dłuższą przerwę i bardzo brakowało mi tego sportu. Chciałabym jednak wystąpić na mistrzostwach świata, ale moja kontuzja pokazuje, że nie mam zdrowia do sportu. Czasem jednak trzeba sto razu upaść, by odnieść zwycięstwo. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor