Artur Gac, Interia: Dużo emocji było na konferencji prasowej, zorganizowanej przez Światową Agencję Antydopingową w Paryżu, której pan przewodniczy. Momentami robiło się bardzo gorąco, zwłaszcza że dominowały najbardziej rozpalające kwestie, zwłaszcza te dotyczące chińskich pływaków. Witold Bańka, szef WADA: - Mówiąc kolokwialnie, to jest taki "biznes", który zawsze rozpala emocje opinii publicznej, a może szczególnie dziennikarzy. Natomiast myśmy od samego początku tłumaczyli tę sytuację wraz z naszymi ekspertami, przedstawiając perspektywę naszą oraz przepisów prawa oraz z perspektywy posiadanych dowodów. A wracając do pana pytania dotyczącego temperatury konferencji, my nie mamy nic do ukrycia. Gdybyśmy nie chcieli się skonfrontować z przedstawicielami mediów, to po prostu nie organizowalibyśmy takiego wydarzenia, natomiast my mamy zupełnie inne uderzenie. I śmiem twierdzić, że przez zdecydowaną większość dziennikarzy jest doceniane, że radzimy sobie z trudnymi sytuacjami i zawsze jesteśmy otwarci, by odpowiadać na różne pytania. Nie na wszystkie jesteśmy w stanie, bo czasami na niektóre nie ma odpowiedzi. Ale generalnie, jeśli chodzi o nasze podejście do współpracy z mediami, nigdy nie odmawiamy, jesteśmy transparentni. Wielka gwiazda pływania, jako że sprawa z Chińczykami dotyczy właśnie tego sportu, Amerykanka Katie Ledecky powiedziała, że wiara w walkę z dopingiem jest obecnie najniższa w historii. Przyzna pan, że takie słowa, które w sekundzie mocno się poniosły, nie budują prestiżu i pozycji WADA, której przewodniczy pan od 2020 roku. - To jest przykre, że sportowcy amerykańscy są trochę wykorzystywani przez USADA (Amerykańska Agencja Antydopingowa) i manipulowani. My mieliśmy ogromną liczbę spotkań ze sportowcami, z setkami sportowców i z komisjami. Właśnie po tej sprawie dotyczącej tzw. zanieczyszczenia. I sportowcy bardzo doceniali naszą otwartość. Niestety nie mieliśmy możliwości spotkać się akurat z tą zawodniczką i z tymi pływakami, by od A do Z z punktu widzenia naukowego i przepisów prawa wytłumaczyć tę sytuację. Ale zrobiliśmy to wobec wielu innych sportowców. I proszę mi wierzyć, że oni wszyscy w stu procentach zrozumieli tę sytuację, a zatem i decyzję, którą podjęliśmy. Niestety w mediach, szczególnie amerykańskich, nastąpiła histeria. Występuje tam absolutne zamknięcie oczu i uszu na fakty i przepisy prawa. A zamiast tego ten "case" stał się narzędziem w geopolitycznej walce między mocarstwami. Proszę sobie wyobrazić, że kilka tygodni temu byłem w Waszyngtonie. Miałem kilka rozmów z amerykańskimi dziennikarzami i żaden z tych wywiadów nie został opublikowany. To pokazuje, jak bardzo nasze wyjaśnienia nie pasują do teorii, która już została przyjęta. Chce pan powiedzieć, że nie zostały opublikowane, bo nie ostała się w nich "sensacyjność"? - Tak, dlatego że były one kompletnie w poprzek tej narracji, która występuje w Stanach Zjednoczonych. Przede wszystkim nie było żadnego tuszowania ze strony WADA. To są zarzuty, które już naprawdę są obrzydliwe, sugerujące że WADA popełniła jakiś błąd, złamała przepisy prawa, doszło do konspiracji w kierunku Chin czy nierównego traktowania. Każdy, kto teraz będzie powielał takie zarzuty, może spotkać się z bardzo twardą reakcją prawną z naszej strony. Jak mówiłem wielokrotnie, żeby być w pełni transparentnym też zaangażowaliśmy szwajcarskiego prokuratora, który otrzymał dostęp do całego pliku dokumentów. Nie mówimy tutaj o kilku mailach, tylko o naprawdę setkach dokumentów. A dodatkowo potwierdzony dostęp do wszystkich urządzeń, tak aby mieć pewność, że każdy, nawet pojedyncza korespondencja z Chińczykami, nie umknie mu. I to zostało potwierdzone przez kryminologów z Uniwersytetu w Lozannie. Wszystko po to, aby tym raportem oczyścić WADA z zarzutów. I to zostało zrobione, co do tego nie ma wątpliwości. A jeśli na pewnym etapie tej całej sprawy można było zrobić coś lepiej od strony technicznej czy strukturalnej, to ja myślę, że kolejny, większy raport, który powstanie w przeciągu kilku najbliższych tygodni, odpowie na te pytania. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę jedną rzecz: to nie agencja WADA była odpowiedzialna za testy. Według zasad my albo apelujemy do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, jeśli nie zgadzamy się z decyzja, albo nie korzystamy z tej możliwości. My nie testujemy sportowców. W tym przypadku zrobiliśmy wszystko według reguł i książkowo. A co można było zrobić w kontekście Chińskiej Agencji Antydopingowej CHINADA lepiej i więcej? Owszem, amerykańskie media są bardzo aktywne, podobnie jak niemieccy dziennikarze, zwłaszcza z telewizji ARD, którzy bardzo mocno dociskają w tym temacie. Dlaczego nie rozpoczęto postępowania przeciwko CHINADA? - To bardzo dobre pytanie. Nasz departament śledczy bazuje na dowodach. Nie na plotkach, nie na zrzutach ekranu z mediów społecznościowych, czy niepotwierdzonych rozmowach. To są eksperci ze służ, policjanci, detektywi i wszyscy ci ludzie, którzy przeprowadzili ogromną liczbę śledztw. Od samego początku mówiliśmy, że jeśli kiedykolwiek pojawi się jakikolwiek dowód, który przeczy tezie o tzw. zanieczyszczeniu w przypadku Chińczyków, oczywiście że weźmiemy go pod uwagę. Jednak do dzisiaj nie został dostarczony choćby jeden, wiarygodny dowód, który pozwoliłby wszcząć śledztwo. A jeśli są takie dowody, to jak najbardziej - przecież to jest część naszej pracy. To jest niestety kolejna manipulacja ze strony niektórych dziennikarzy, jakoby były dowody, a WADA nie chciała podjąć żadnego śledztwa. Jeśli ktoś ma dowody, zapraszamy. Jeśli dziennikarze śledczy zakładają, że będą w stanie znaleźć cokolwiek, co pokaże pana konszachty ze stroną chińską, a to zrujnowałoby pana reputację i wiarygodność, to jest w panu choćby promil niepokoju? - W tej chwili uśmiecham się do pana szeroko, bo odpowiem tak: moja rola szefa Światowej Agencji Antydopingowej jest rolą polityczną. W tej sprawie, co także wynika z dokumentów, ja zostałem o niej poinformowany już po podjęciu decyzji, gdy została zamknięta. WADA rewiduje około 3 tysięcy decyzji dyscyplinarnych rocznie, my mamy od tego ekspertów i na nich polegamy. Mówimy o podjęciu decyzji, które dopuszczało Chińczyków już do startu na igrzyskach w Tokio? - Tak jest. Zmierzam do tego, że nie było w tym jakiejkolwiek roli szefa WADA, więc z tego punktu widzenia nie ma w ogóle jakiejkolwiek dyskusji. Dlatego mogę się tylko uśmiechać. Ale wie pan, myślę że tego też nikt nie kwestionuje, bo w przestrzeni publicznej jeszcze nie spotkałem się z komentarzem, by w tym wypadku była jakaś moja rola, więc w ogóle nie ma o czym mówić. A gdyby wówczas rzeczywistość była inna, czyli nie covidowa, a wobec tego nie byłoby ograniczeń w docieraniu kontrolerów w konkretne miejsca, ta sprawa mogła mieć inny finał? - To też jest jedna z manipulacji ze strony niektórych dziennikarzy. Jakbyśmy w ogóle zapomnieli o tym chińskim śledztwie i jakby w ogóle nie było tamtych dowodów, bazując tylko i wyłącznie na naszych dowodach, które mieliśmy w próbkach, odnośnie tzw. fluktuacji pozytywnej i negatywnej ośmiu sportowców. Nasi prawnicy stwierdzili, że nie było nawet jednego dowodu, czyli choćby jednego procenta szans na to, aby tę sprawę wygrać przed Trybunałem Arbitrażowym w Lozannie, czyli skutecznie złożyć apelacje. Dlatego nie przypuszczam, że gdyby wtedy nie było koronawirusa, to zmieniłaby się sytuacja. Podczas konferencji wypowiedział pan znamienne słowa, otóż że dzisiaj na starcie igrzysk w Paryżu nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy wystartują tutaj sportowcy, którzy oszukują innych. - Ależ oczywiście! Nie jesteśmy w stanie wyeliminować dopingu ze sportu, tak samo jak nie jesteśmy w stanie wyeliminować przestępstw z życia codziennego. Nie ma takiej możliwości. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał oszukać. My nie jesteśmy od dawania znaczka wiarygodności, bo nikt nie wiem, co dzieje się w sercach i umysłach każdego sportowca. Naszą rolę jest mieć pewność, że system jest silny i należycie funkcjonuje. Czy gdyby przewidział pan wczorajsze poparcie dla WADA ze strony Amerykanów w kontekście przyznania Salt Lake City prawa do organizacji igrzysk olimpijskich w 2034 roku, jako szef tego światowego ciała rekomendowałby, aby nie znalazł się zapis, dopuszczający możliwość wypowiedzenia prawa właśnie z uwagi na nierespektowanie WADA? - To wszystko tylko pokazuje pozycję Światowej Agencji Antydopingowej. Amerykanie, jeśli chcą być częścią systemu i organizować imprezy międzynarodowe, muszą respektować rolę WADA jako globalnego regulatora. My zawsze jesteśmy otwarci na współpracę i oczywiście z zadowoleniem przyjmujemy wsparcie ze strony USOPC (Komitet Olimpijski i Paraolimpijski Stanów Zjednoczonych) czy niektórych polityków amerykańskich, bo są osoby, które rozumieją, że cała sprawa związana z Chińczykami jest pewnym narzędziem politycznym. A WADA nie zrobiła w tej sprawie nic złego, tylko literalnie wykonała swoją pracę. Rozmawiał Artur Gac, Paryż