Klaudia Zwolińska w tym roku została mistrzynią Europy w slalomie kajakowym w swojej koronnej konkurencji K-1. To był sygnał, że będzie się liczyła w walce o medale w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. W Vaires-sur-Marne, gdzie odbywała się rywalizacja, przegrała tylko z największą gwiazdą tego sportu Australijką Jessicą Fox. Co za radość po medalu dla Polki! Ten okrzyk słychać było w okolicach Wieży Eiffla Klaudia Zwolińska medal brałaby w ciemno. "Jestem w szoku!" 26-latka przez oba dni rywalizacji na torze kajakowym oddawała równe i na bardzo wysokim poziomie przejazdy. Jesteś zadowolona ze srebra, czy jednak żal, że nie ma złota? - Jestem zadowolona. Gdyby ktoś przed startem zapytał się mnie, czy biorę w ciemno ten medal, to wzięłabym. Tak się cieszę. Słyszałam, że to pierwszy medal dla Polski w tych igrzyskach. Nie za bardzo wiem, co się działo, bo tak skupiałam się na starcie. Oczywiście była szansa walczyć o ten złoty medal, ale slalom kajakowym jest grą błędów. Ten przejazd nie był idealny, ale takich chyba nie ma. Zawsze można jednak pojechać trochę szybciej. Pływałaś tutaj bardzo dobrze we wszystkich przejazdach. - Może nie pływałam bezbłędnie, ale rzeczywiście na bardzo wysokim poziomie. Kariera sportowa nauczyła mnie, że nie ma się co zawczasu cieszyć, dlatego starałam się tonować emocje po eliminacjach. Bardzo wzmocniły mnie jednak te kwalifikacje i półfinał. Nauczyłam się też już jednak pokory. Wiedziałam, że trzeba się skupić na finale. W półfinale nieco odpuściłaś? - Podeszłam do niego na spokojnie. Ta jazda mnie uspokoiła. Cała uwaga była skupiona na finale. Przed twoim startem widać było skupienie na twarzy. - Koncentrowałam się na tym, co jest na torze. Dla mnie zawsze ważne są pierwsze bramki. Jak się dobrze na nich poczuję, to potem lecę w przejeździe. I dlatego tak skupiałam się na dobrym początku. Kurczę, zrobiłam to! Normalnie w głowie mi się to nie mieści. Bardzo się cieszę, bo po ponad 20 latach przywożę medal olimpijski ze slalomu kajakowego i do tego pierwszy u kobiet. Jestem w szoku! A przede mną jeszcze dwa starty. Bardzo się cieszę, że pierwszy był start w K-1, bo tu były pokładane największe nadzieje. Teraz mogę trochę odreagować. Jak będzie wyglądało rozładowywanie emocji? - Choćby tak, jak teraz. Rozmawiam z wami, dziennikarzami i powoli puszczają te emocje. Pewnie się jeszcze trochę też pocieszę, bo już sobie popłakałam. "Z dumą mogę o tym mówić" Komu zadedykujesz ten medal? - Rodzinie. Gdyby nie oni, to nie byłoby mnie tutaj. Szczególnie tacie, który ze mną jeździ i wozi mnie wszędzie. Był praktycznie na każdym moim treningu. Kiedy płynęłam, to leciał brzegiem. Ochroniarze go gonili. On jest na każdym moim ważnym starcie. Podobnie, jak brat. Ten medal, jaki zdobyłam, mogłabym podzielić na tysiące kawałeczków i rozdać wielu osobom. Przecież jest cały sztab. Rafał Polaczyk - mój trener. Grzesiek Hedwig, Mateusz Polaczyk - tak mnie wspierali. Nie każdy sportowiec może to powiedzieć, ale ja z dumą mogę o tym mówić. Polski Związek Kajakowy, jak tylko zdobyłam medal mistrzostw świata przed rokiem, otoczyli mnie opieką. Miałam od nich wielkie wsparcie. Podobnie jak ze strony Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dzięki wsparciu pana prezesa mogliśmy się poczuć jak Team PL. Co czujesz, kiedy patrzysz na medal? - Nie wiem. Jeszcze wydaje mi się taki nierealny. Jest bardzo ciężki. Dopiero jak się obudzę i na niego popatrzę, to może będzie inaczej. Chcę podziękować wszystkim tym, którzy wierzyli w ten medal olimpijski i we mnie. Tym, którzy byli ze mną na przestrzeni wielu lat. Od dziecka. Ten medal jest waszą zasługą. Dziękuję także tym, którzy mi przeszkadzali. To dzięki wam mam taki mocny charakter. Żałowałaś, że nie zdobyłaś medalu w Tokio. Los ci to wynagrodził, bo sięgałaś po niego w iście olimpijskiej atmosferze. - Atmosfera rzeczywiście była niesamowita. Przed startami zastanawiałam się, czy te pełne trybuny nie będą mi przeszkadzały. Nie znałam uczucia tak pełnych trybun. Tym bardziej że tu się niesie straszne echo. Ludzie jednak strasznie mnie napędzili. Popatrzyłam na trybuny przed startem i pomyślałam: kurczę, co za atmosfera, lecimy z tematem. W Vaires-sur-Marne - notował Tomasz Kalemba, Interia Sport