Przepustka do wioski olimpijskiej, która umożliwiła mi w czwartek pojawienie się w miasteczku w Saint-Denis, gdzie na każdym kroku bije serce wielkiego sportu, umożliwiła spotkanie wielu sportowców. Przede wszystkim jak najwięcej starałem się rozeznać w warunkach, w jakich przebywają reprezentanci Polski. Dotarcie do wielokondygnacyjnego budynku, jednego z licznych tworzących duże, nowoczesne miasteczko, po wejściu na teren wioski nie zajęło wiele czasu. W rolę przewodniczki wcieliła się rzeczniczka prasowa PKOl Katarzyna Kochaniak-Roman, ale bardzo szybko wyłonił się budynek, który był naszym najważniejszym przystankiem. Znakiem rozpoznawczym są balkony pokryte dużymi płachtami z napisem "PL", a na najniższym poziomie pod szyldem "We are one team" mieści się dość sporych rozmiarów przestrzeń, będąca biurem dla polskiej misji olimpijskiej. Marta Lach z Paryża: Poczułam coś niesamowitego To miejsce, w którym pojawiają się między innymi polscy sportowcy, a także ich trenerzy, gdy wracają pod swoje adresy lub wychodzą z pachnących nowością, acz skromnie urządzonych mieszkań. Na razie są to najczęściej przechadzki w miejsca zbiórek przed wyjazdem na treningi, spacery do siłowni lub na stołówkę. To właśnie tutaj szybko natknąłem się na nasze pięściarki, Elżbietę Wójcik i Julię Szeremetę, które tryskały świetnymi humorami. I wystarczyła dosłownie chwila, by niewielkiej grupie przedstawicieli mediów zaproponowały odwiedzenie swojego M, które dzielą z kilkoma sportowcami. Tym sposobem uratowały naszą ciekawość, bo chwilę wcześniej dostaliśmy wiadomość, że niestety wszystkie mieszkania są już zajęte, wobec czego naturalnym stało się, że bez zaproszenia nikomu nie będziemy składali niezaplanowanych wizyt. Na szóstym piętrze, w ich skrzydle, zastałem Martę Lach, naszą 27-letnią kolarkę szosową, która już po ślubowaniu przyznawała, że łzy same cisnęły się jej do oczu. - Pamiętam mój pierwszy wyjazd organizowany przez PKOl, był to EYOF w Utrechcie 11 lat temu. Wtedy na ślubowaniu olimpijskim popłakałam się. Teraz to uczucie znów się pojawiło, mimo że później byłam też w Mińsku na Igrzyskach Europejskich, a także w Tokio. Ale dopiero tutaj tak naprawdę do mnie dotarło, że jestem członkiem reprezentacji i będę w pełni gotowa walczyła o medal. Poczułam coś niesamowitego, tym bardziej, że do sportu dołączyłam właśnie przez igrzyska. To znaczy oglądając olimpiadę w 2008 roku w Pekinie zdecydowałam i powiedziałam do rodziców, że będę sportowcem. Jestem z tego powodu mega dumna, nie da się tego opisać słowami - opowiadała mi rozemocjonowana Lach, która chwilę wcześniej wróciła z treningu, a jej start - jazda indywidualna na czas - jest zaplanowany na sobotę na godz. 14:30. Drugą z Polek w tej konkurencji będzie Agnieszka Skalniak-Sójka. W sporcie, zwłaszcza na najwyższym poziomie, wiele zaklęte jest w głowie, właściwym nastawieniu i zdolności do odseparowania się od wielu bodźców, których w takim środowisku, jak wioska olimpijska, naprawdę nie brakuje. I to także rodzi niebezpieczeństwo, zwłaszcza dla tych sportowców, którzy najbardziej pożądają spokoju i wyraźnej strefy prywatności. "E-mail od Pana Boga" i ogromne emocje. Marta Lach pokazała twarz "kochanej wnusi" - Akurat ja jestem osobą bardzo kontaktową, która lubi spędzać czas z ludźmi, ale szczególnie wieczorem, czy także rano, zaraz po przebudzeniu, lubię znaleźć czas dla siebie. Czy to na trening oddechowy, czy modlitwę, wyciszenie i skoncentrowanie. To bardzo mnie napędza i pomaga wszystko zbalansować, ale przebywanie w tak wyśmienitym gronie sportowców wielu profesji i dzielenie się z nimi swoimi pasjami oraz celami dodatkowo napędza. I pokazuje mi, że droga, którą przebyłam od początku, doprowadziła mnie do tego miejsca. I tak, jak wszyscy inni sportowcy, mogę walczyć o medal igrzysk, co od zawsze było moim marzeniem - zaznaczyła zawodniczka drużyny Ceratizit-WNT Pro Cycling, należącej do dywizji UCI Women’s World Tour. Postanowiłem pogłębić temat modlitwy, bo wyczułem, że zawodniczka dość wyraźnie zaakcentowała tę sferę. Chciałem uściślić, czy jest to rodzaj modlitwy zanoszonej swoimi słowami. - Moją ulubioną modlitwą jest "Ojcze nasz", ale mam też taką książkę, którą dostałam od babci... - wypowiadając te słowa Lach sięgnęła dłonią do komody, gdzie leżała rzeczona książka. - Jej tytuł to "E-mail od Pana Boga do dzieci". I losuję sobie wybraną kartkę, wczytuję się w każde słowo i to pomaga mi zbliżyć się do Pana Boga. Zawsze są to motywacyjne kwestie, choć z reguły nie odnoszące się bezpośrednio do sportu. Powiedziałabym, że jest to coś w stylu myśli na każdy dzień, a ja staram się z tej lektury czerpać wszystko to, co najlepsze. I na co dzień żyć Ewangelią. I właśnie tę książkę dostałam od babci w 2008 roku - mówiła Lach z coraz wyraźniej drżącym głosem. Pozwoliła mi odczytać dedykację z pierwszej strony brzmiącą następująco: "kochanej wnusi babcia Basia", po czym Marta nie była w stanie ukryć ogromnego wzruszenia. Gdy dłoniami ocierała łzy z oczu, przejąłem narrację, a gdy nasza kolarka opanowała emocje, wróciła do swojej myśli. - Czytam karteczka po karteczce, rozmyślam i to mnie motywuje. Zawsze to było dla mnie ważne, a dla babci nieustannie jestem jedyną wnuczką. Ma jeszcze siedmiu wnuków, bo ja mam pięciu braci, z kolei brat taty dwóch synów, więc jestem takim rodzynkiem. Wzruszyłam się także dlatego, że jestem bardzo rodzinną osobą. Niemniej ma to dla mnie bardzo pozytywny wydźwięk - uśmiechnęła się nasza zawodniczka. Artur Gac, Paryż