Piotr Jawor, Interia: Po wyścigu finałowym widać było po pani wielkie emocje, które jednak chyba szybko opadły. - Tak, ale na początku nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać, bo piąte miejsce... Tak blisko, a tak daleko. Dwa miesiące przed igrzyskami ten wynik brałabym w ciemno. Gdy kiedyś myślałam o igrzyskach, to moim marzeniem było wejście do finału. Teraz jednak byłyśmy blisko medalu. Kiedy pani poczuła, że to jednak dobry wynik? - Dopiero po słowach ludzi. Mówili do mnie i pisali, że niektórzy sportowcy za takie miejsce daliby się pociachać. Tuż przed igrzyskami nie było wiadomo, czy w ogóle wystartujecie, bo Dorota Borowska walczyła o uniewinnienie z podejrzenia brania dopingu. Gdyby przygotowania były normalne, wynik byłby lepszy? - Na pewno. Nie mogłyśmy razem trenować, a dystans 500 m potrzebuje dużego opływania. Podczas wyścigu jednak o tym nie myślałyśmy, chciałyśmy dać z siebie wszystko. O tym, że jednak startujemy, dowiedziałam się dzień przed wyścigiem. To wszystko musiało być trudne psychicznie. - Gdy znowu sama zeszłam na jeden z treningów przed igrzyskami, to się rozpłakałam. Nie wiedziałam, co ja tutaj robię i czemu jestem sama. "Sama? Przecież ja mam płynąć dwójkę!" - myślałam i łzy same napłynęły mi do oczu. Zastanawiałam się, co ja w ogóle w tym Paryżu robię. Gdy dostałam informację, że Dorota może płynąć, to wybuch emocji i szczęścia był ogromny. Nie wiem, czy te wybuchy nam pomogły, bo przed startem powinnyśmy być skoncentrowane, a tu płacz na zmianę z euforią. Jak to jest trenować nie wiedząc, czy się w ogóle wystartuje? - To było okropne. Te ostatnie dwa tygodnie to była masakra. Przychodziłam na trening i nie wiedziałam, czy wysiłek w ogóle ma sens. Ciężko było dawać z siebie wszystko, ale walczyłam. Wiedziałam, że jestem w świetnej formie, że szybko pływam. Myślałam: "To jest ten moment! I czemu nie mogę pokazać, jak świetnie jestem przygotowana?!". Mówiłam, że jestem w takiej formie, że tak to się nie może skończyć. Na szczęście sprawiedliwość wygrała. Jakie były wasze relacje przez ten czas, gdy Dorota Borowska była zawieszona? Z jednej strony to nie do końca jej wina, z drugiej występ stał pod znakiem zapytania. - Byłyśmy w stałym kontakcie, nie wyobrażam sobie, żeby wtedy została sama. Był z nią też trener, mnóstwo ludzi za nią stało. Mnie też zależało, żeby czuła moją obecność. Nie wyobrażałam sobie, żeby ją wtedy zostawić i pójść trenować dwójkę z kimś innym. Mówiłam jej: "Albo płynę z tobą, albo w ogóle". Pokazywałyśmy, że zasługujemy na ten start. Jesteście przyjaciółkami czy koleżankami, które łączy sport? - To drugie i tu się świetnie dogadujemy. Mamy na życie inne poglądy, jesteśmy totalnie inne. W sporcie jednak się dogadujemy. Mamy wspólny cel, nie odpuszczamy, tak samo podchodzimy do wyścigów. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor