Podobnie jak pierwszego dnia zmagań w Grand Palais w Paryżu, tak samo drugiego dnia atmosfera była niesamowita. Na trybunach zasiadł komplet kilku tysięcy widzów. Julia Walczyk-Klimaszyk, która jest naszą nadzieją na medal, już w 1/16 finału trafiła na utytułowaną Francuzkę Ysaorę Thibus, która byłą wspierana przez bardzo głośnych kibiców. Spore zaskoczenie na początku kwalifikacji. Świetny początek Polki, a potem spadek Głośne okrzyki i trudne zadanie Polki. Odprawiła utytułowaną zawodniczkę Początek walki należał do Polki, ale potem Francuzka dogoniła naszą florecistkę i zrobiło się nerwowo. Końcówka jednak należała już do 26-latki. Nasza florecistka zapytana o to, jaka była pierwsza myśl, kiedy zobaczyła, że walczy z Thibus, odparła: - Wiedziałam, że mogę trafić na Egipcjankę albo na Francuzkę. Oczywiście chciałam na tę pierwszą. Wiadomo, że nie byłam zadowolona, bo mogło być łatwiej. Wiem jednak, że to są igrzyska i jeśli chce się mieć medal, to trzeba wygrywać z najlepszymi. Polka stoczyła trudną walkę. Rywalka była bowiem mocno wspierana przez publiczność. - Mam nadzieję, że teraz już będzie z górki, bo to był trudny bój w takich warunkach. Cieszę się, że potrafiłam zachować zimną głowę. To na pewno doda mi pewności siebie na kolejne walki. Na początku, kiedy usłyszałam ten doping, to było bardzo ciężko. Mówiłam sobie, że powinnam wyluzować i nie słuchać tego, co się dzieje w hali. Starałam się skupić tylko na tym, co się dzieje na planszy - opowiadała. Walczyk-Klimaszyk przyznała, że w związku z hałasem w Grand Palais obrała też odpowiednią taktykę na potrzeby komunikacji. - Ustaliliśmy z trenerem, że będzie przekazywał mi uwagi wtedy, kiedy kibice ucichną. Mieliśmy pod tym względem pewne doświadczenie - zakończyła. Polka, rozstawiona w turnieju z numerem piątym, walkę o ćwierćfinał stoczy o godz. 14.05. Rywalką naszej zawodniczki będzie turniejowa "12" Kanadyjka Eleanor Harvey. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport