Borowska została zawieszona po wykryciu w jej organizmie śladowej ilości środka dopingującego - klostebolu. Polka udowadniała jednak, że ta substancja dostała się do jej organizmu, gdy aplikowała lekarstwo swojemu psu. W końcu Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu stwierdził brak winy zawodniczki i w niedzielę Polka dostała zielone światło, by walczyć w Paryżu o medale olimpijskie. - W pozytywnym nastawieniu podtrzymywał mnie fakt, że jestem niewinna. Najtrudniejsze była jednak bezsilność i moment czekania. Bo do czasu, gdy zbieraliśmy dowody i działaliśmy, to czas jakoś płynął, ale jak wszystko wysłaliśmy, to się zatrzymał - podkreślała Borowska zaraz po ślubowaniu w Domu Polskim. - To był dla mnie trudny okres, ale udowodnił mi, że sport jest dla mnie aż tak ważny. Wiedziałam, że mi na nim zależy, ale nie wiedziałam, że aż tak. Sport jest u mnie na samej górze - dodała. Polska zawodniczka przyznaje, że nie była pewna, czy całą sprawę uda się odkręcić jeszcze przed igrzyskami olimpijskimi. Polka na starcie stanie we wtorek. Według Grzegorza Kotowicza, prezes Polskiego Związku Kajakowego, w Paryżu będzie biła się o najwyższe cele. - Miejmy nadzieję, że zostanie medalistką, a może nawet mistrzynią olimpijską - mówi Interii Kotowicz. Borowska: - Zawsze byłam zmotywowana do walki o medal, ale wydaje mi się, że ta złość sportowa jeszcze dodatkowo pobudzi moją moc na starcie, więc liczę, że teraz będzie już tylko lepiej. Z Paryża Piotr Jawor