"To na pewno koniec mojej kariery olimpijskiej. Wiek zobowiązuje, tak dużych pokładów energii i mocy nie mam. Ten start pokazał, że trudno rywalizuje się się z młodymi, szczególnie na 20 km. Trzeba kiedyś ze sceny zejść, a to chyba najlepszy moment - w Paryżu, pod Wieżą Eiffla. Od paru lat wiem, że sport to nie wszystko. Równolegle prowadzę drugie życie, bez sportu, z różnymi pracami. Nie boję się, otworzę kolejny etap. Wiadomo, że coś się zmieni, ale to tylko chwila - przebranżowić się i jedziemy dalej. Mój tata ma pasiekę, od dziecka współpracujemy. Kiedy mogę, to tam działam. Bardzo to lubię, może rozwinę z tego piękny biznes? Podobno z pasji tworzą się najlepsze biznesy. W pszczołach jest coś niezwykle wciągającego. Jest spokój, trzeba być delikatnym. I patrzy się, jak to wszystko cudownie się tworzy. Coś w tym jest, dźwięk i zapach pszczółek... Oj, to koi nerwy, można odpłynąć. Czasem wchodziłem do pasieki i wychodziłem wieczorem. To ogromna odskocznia od stresu, który jest w sporcie. Kocham pszczoły i przyrodę. W miejskiej betonozie źle się czuję, ja muszę mieć ciszę i harmonię. Serce pragnie spokoju i ciszy. Ale sport też kocham, po wysiłku fizycznym czuję się dużo lepiej. Tu jednak wielu rzeczy trzeba dopilnować, by być na olimpijskim poziomie. Często sam się pytałem, dlaczego wylądowałem akurat w chodzie sportowym i czemu tak długo w nim jestem. Czy żałuję? Na pewno nie żałuję, że jestem w Paryżu. Mógłbym robić coś innego, ale nie wiem, gdzie by mnie to doprowadziło. Pewnie, że wszystko nie było idealne, ale było. Dla mnie liczy się sama droga, szczyt aż tak ważny nie jest. Mogę tylko żałować, że czasem nie stanąłem, by podziwiać drogę, którą pokonałem. Chodziłem od punktu A do B, a teraz wiem, że najpiękniejsze nie były punkty, ale droga. Chód nauczył mnie pokory i cierpliwości. Różnie się w życiu działo. Mam charakter zadziory, chętnie zerkam na sporty siłowe i sporty walki, ale wylądowałem w chodzie. Dlaczego? Nie wiem. Może pokora? A może lubiłem sam ze sobą spędzać czas? Co dalej z polskim chodem? Mamy młodych zawodników, którzy się garną do tego sportu. Bo to niby niszowa dyscyplina, ale dzięki niej cztery razy pojechałem na igrzyska i zobaczyłem kawał świata. W innym sporcie pewnie bym się nie odnalazł, a tu wykorzystałem wiele możliwości. Chciałbym po karierze współpracować z młodymi zawodnikami, chętnie bym komuś pomógł. Trochę mam do tego oko. Często zresztą pomagałem, choć może to była moja wada? Mniej skupiałem się na sobie, ale pomaganie to piękna rzecz. Poza tym wierzę, że dobro wraca. Rozmawiał i notował w Paryżu Piotr Jawor