- Jeszcze do mnie nie nie dociera, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Ale ten medal jest już mój. Jest ciężki, prawda? - w taki sposób Aleksandra Kałucka prezentowała dziennikarzom swoje trofeum. Wspinaczkę trenuje od 16. roku życia i szybko stało się jasne, że będzie jedną z czołowych zawodniczek. Potem pojawiły się marzenia o medalu olimpijskim, które udało się zrealizować w Paryżu. - Pierwszy bieg był najbardziej stresujący, w strefie medalowej jest już łatwiej. Nie możesz jednak myśleć o popełnieniu błędu, bo wtedy go zrobisz. Trzeba skupić się na dobrym wykonaniu i szybkości - podkreśla Kałucka. - Przed startem oglądam moje najlepsze biegi, w których pobijałam życiówki. A jak już jestem plecami do ściany, to odtwarzam sobie tę drogę i przywołuję wspomnienia, gdy przeszłam trasę szybko i bezbłędnie - dodaje. Wielka więź sióstr Kałuckich Podczas zawodów na ogół jest obok niej siostra bliźniaczka. Natalia Kałucka na igrzyska jednak się nie zakwalifikowała i oglądała je z trybun. - Jesteśmy blisko siebie, to niesamowita więź, to dla mnie najbliższa osoba. Bez niej by mnie tutaj nie było, bo wsparcie i pomoc, jakie mi codziennie daje, jest bezcenne. Na zawodach nas nie mylą, bo mamy numerki startowe, a podczas zawodów jesteśmy podwójnie sprawdzane. Ale w szkole pomyłki to była norma - dodaje. Siostry są bliźniaczkami, ale osobowościowo się różnią. Natalia studiuje wychowanie fizyczne, Aleksandra właśnie obroniła licencjat z matematyki. - Idę teraz na "magisterkę". Pisałam pracę o wspinaczce, ale muszę przyznać, że poziom jej był niski (śmiech). Zależało mi jednak, żeby się obronić. Udało się też skończyć studia z bardzo dobrą średnią. Bardzo lubię matematykę, gdy nad nią siedzę, to nie myślę o treningach i to mi pomaga. Dzięki temu rozwijam się w tej mojej drugiej dyscyplinie. Jestem strasznie zajawiona na studia. Lubię się uczyć i być studentką - podkreśla medalistka. Z Paryża Piotr Jawor