W czasie igrzysk olimpijskich wyznaczone są dni, w których dziennikarze mogą zajrzeć w każdy zakamarek wioski olimpijskiej. Przyznam szczerze, że dawno tego nie robiłem, bo ostatni raz widziałem wioskę w całej okazałości w 2012 roku. Wtedy jeszcze nikt nie myślał o ekologii, czy kartonowych łóżkach. W ostatnich latach z kolei, z powodu pandemii koronawirusa, po prostu wioska była zamknięta dla tych, którzy w niej nie mieszkają. Fenomenalny rekord świata w Paryżu. Polska próbowała uczyć się od potęgi. Nie wyszło Nad brzegiem Sekwany bije serce igrzysk. Maliny i jabłonie na dachu Tym razem serce igrzysk znajduje się na brzegu Sekwany, co sprawia, że jest naprawdę wiele przyjemnych miejsc do odpoczynku. Akurat najbliżej rzeki znajduje się cześć wioski, w której mieszkają Polacy. Niektórzy mają nawet to szczęście, że ich obszerne balkony wychodzą właśnie na stronę od rzeki. A na dachu budynku, w którym mieszka biało-czerwona reprezentacja znajduje się równie wyjątkowe miejsce. - Misja olimpijska wygląda dużo lepiej niż zwykle. Mamy o wiele lepsze warunki. Mamy strefę komfortu, gdzie można obejrzeć igrzyska, ale też taką, w której można przebywać i się integrować - dodał. Zaraz po przejściu przez bramki kontroli wychodzimy wprost w okolice mostu, który łączy dwa brzegi Sekwany. Po obu znajduje się wioska olimpijska. Na moście nie dość, że jest piękny widok na wioskę, to do tego można się przyjemnie ochłodzić, bo wiaterek robi swoje. Po drugiej stronie mostu jest kolejna część wioski nazywana "wyspą". Tam właśnie znajduje się jedna z dwóch stołówek. Na szczęście ta mniej oblegana. I to właśnie z niej starają się korzystać nasi sportowcy. Chcieliśmy skosztować specjałów, jakie są tam serwowane, ale niestety bez specjalnego vouchera ani rusz. Co kawałek przy alejkach oplatających wioskę olimpijską stoją kioski, w których można się posilić owocami lub słodyczami. Są również napoje zimne i ciepłe. Kawkę udało nam się już wypić. Była pyszna. Sportowcy oczywiście nie muszą płacić za to wszystko, bo o to zadbali już sponsorzy. Część wioski położona jest na wzgórzach, z których rozpościera się wspaniały widok na całą strefę. Wszędzie jest pełno zieleni, a po wiosce jeżdżą pojazdy elektryczne, choć i spalinowe też można uświadczyć. Jest część, w której są sklepy, ale są też fryzjer, czy salony piękności. Jest nawet... żłobek. To ukłon w stronę kobiet, które niedawno urodziły dzieci, ale wciąż chcą rywalizować na wysokim poziomie. Tam można zostawić pociechę wraz z opiekunem, który musi posiadać specjalną przepustkę. W wiosce jest strefa, w której można śledzić wszystko to, co się dzieje na igrzyskach. Jest też klub, a wokół niego hawajski wystrój. Tam pewnie można się nieźle zabawić. Oczywiście po startach. Jest też wiele innych atrakcji, a do tego polska misja po raz pierwszy postarała się o rowery dla naszej ekipy. - Są różne gry. I planszowe, i komputerowe. Są puzzle. Jest stół do ping-ponga, mamy też rzutki. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie. W wiosce nie ma cudów, ale są wszystkie potrzebne rzeczy. Pokoje są zazwyczaj dwuosobowe z tymczasowymi ścianami i surowo wyposażone - mówił Majewski. Do jednego z takich pokoi dziennikarzy zaprosiła nasza cyklistka Marta Lach. Pokazała dokładnie, jak wygląda kartonowe łóżko, które wcale nie jest nowością, bo takie były już na igrzyskach w Tokio. Nikt nie narzeka na te łóżka. Można się na nich wyspać, a ci, którzy potrzebują dostawki do przedłużenia łóżek - jak choćby koszykarze, czy siatkarze - dostają je bez problemu. Pokoje są skromne. Poza łóżkami są wieszaki i stolik. I tyle. Nie ma klimatyzacji, bo to mają być zielone igrzyska. W takich warunkach byłoby jednak trudno się zregenerować, więc PKOl zadbał o sprowadzenie klimatyzatorów. - Ładna jest ta wioska, choć wcale nie jest ogromna. Raczej jest średniej wielkości. Nie ma zbyt wielu miejsc do treningu, choć akurat mamy w pobliżu siłownię - przyznał szef polskiej misji olimpijskiej. Jednym z najbardziej obleganych miejsc są koła olimpijskie. Tam ciągle jest kolejka, bo każdy chce mieć zdjęcie z tym symbolem. Nam się też to udało. Oczywiście wioska jest pilnie strzeżona. Przed wjazdem do niej chroni szykana z policyjnych samochodów, a po Sekwanie - tam i z powrotem - pływają policyjne patrole. Od soboty to będzie miejsce, gdzie jedni będą świętować, a inni przeżywać w różny sposób swoje porażki. I tych ostatnich będzie najwięcej, bo z medalami wyjeździe tylko około tysiąca sportowców. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport