Ten temat pojawia się cyklicznie w trakcie wielkich sportowych imprez – czy wśród rywalizujących ze sobą sportowców nie ma kogoś, kto oszukuje? Nie chodzi tutaj nawet o doping – na nim wpaść przecież może każdy, nawet największa gwiazda sportu taka jak choćby Lance Armstrong i choć uważane jest to za naganne, to sprawy z tym związane bardzo szybko cichną. Oskarżenia o tuszowanie. Czy uzasadnione? W kobiecym sporcie w kontekście nieuczciwości dominują protesty dotyczące zbyt wysokiego poziomu testosteronu. W wielu przypadkach zawodniczki oskarżane są zatuszowanie swojej transpłciowości lub interpłciowości. Do takich przypadków na igrzyskach w Paryżu doszło już kilkukrotnie. Pytanie brzmi, czy podobne obawy związane ze sportsmenkami są uzasadnione. Co według w domyśle miałoby dawać takie oszustwo? Możliwość wygrywania z najlepszymi zawodniczkami i podporządkowywanie sobie wszystkich kategorii kobiecych w sporcie, tym samym odbierając możliwość sukcesu startującym sportsmenkom. Czy w takim razie wątpliwości związane z płcią zawodniczek są analizowane pod kątem ich wygranych i sportowej dominacji? A może istnieją inne czynniki, które łączą te przypadki? Iga Świątek i Simone Biles też na celowniku Tegoroczne igrzyska i nie tylko pokazały, że o ile wątek dominacji w danej dyscyplinie często jest podnoszony, o tyle wiele przypadków łączy ze sobą coś zupełnie innego. Coś, na co oskarżane kobiety mają stosunkowo niewielki wpływ, a mianowicie wygląd. Wygląd, który odbiega od stereotypowego kobiecego obrazu. Szersze ramiona zamiast figury klepsydry, duże umięśnienie zamiast smukłej sylwetki, krótkie włosy zamiast nawet najpraktyczniejszego spięcia… Warto przyjrzeć się temu, w stosunku do kogo i w jakich okolicznościach pojawiały się przypuszczenia dotyczące oszustwa. Imane Khelif znów to zrobiła. Algierka w centrum zamieszania, wszystko wychwyciły kamery W pierwszej grupie, czyli kobiet, które zdominowały swoją dyscyplinę, znalazły się Simone Biles i Iga Świątek, a przed laty też Serena Williams. W ich przypadku wygląd też jest bardzo istotną częścią rzekomego „męskiego” nimbu, który miałby je otaczać. Wszystkie trzy są bardzo umięśnione - Biles ćwiczy gimnastykę sportową, w której silne mięśnie odgrywają niebagatelną rolę, a Williams i Świątek grały w sposób, który wymagał od nich większej siły, więc i one musiały postarać się o rozrost tkanki mięśniowej. Na portalu społecznościowym X trwała akcja szukania u Simone Biles jabłka Adama. Gimnastyczka wielokrotnie słyszała uwagi o swoim „męskim” wyglądzie. Świątek i Williams podobne uwagi dostawały wtedy, gdy zaczęły wygrywać seryjnie z rywalkami. Ważne jest jednak również zestawienie z rywalkami. Anita Włodarczyk w konkurencji rzutu młotem nie miała sobie równych i prezentowała wszystkie cechy, o których można było przeczytać wcześniej. W jej przypadku jednak rywalki wyglądają często bardzo podobnie, więc trudno postawić byłoby ją obok rywalkami o drobniejszej budowie ciała. Ewa Swoboda ma "męski vibe" Jak widać, żeby znaleźć się w pierwszej grupie, przynajmniej w części trzeba należeć do grupy drugiej, czyli prezentować niestereotypowy wygląd, ale również, tak jak w poniższych przypadkach, osiągnąć choć niewielkie sukcesy w swoich dyscyplinach. Tutaj warto przedstawić przypadki z tegorocznych igrzysk. Chodzi o Imane Khelif, Priscę Alcaraz, Lin Yu-ting, a nawet… Ewę Swobodę. Przypadek polskiej biegaczki jest o tyle ciekawy, że w sieci pytano się, czy nie jest mężczyzną, bo przy obserwacji daje takie odczucia ze względu na swój charakter. Pozostałe panie nie zdominowały swoich dyscyplin na wcześniejszych etapach kariery – igrzyska to jednak inna sprawa. Prisca Alcaraz dla przykładu poradziła sobie na igrzyskach świetnie i zdobyła srebro w zawodach judo w kategorii kobiet do 63 kilogramów. Lin Yu-ting i Imane Khelif należy potraktować łącznie ze względu na to, że obie walczyły ostatecznie o złoto oraz, że afera wokół ich udziału w igrzyskach zaczęła się podobnie – od wygranych walk już na dalszym etapie rywalizacji. Wtedy przypomniano o tym, że obie pięściarki zostały wykluczone przez IBA z mistrzostw świata w 2023 roku. Powoływano się na testy, które miały zostać przeprowadzone na miejscu i wykazać, że u zawodniczek wykryto zbyt wysokie poziomy testosteronu. IBA od pewnego czasu jako federacja została wykluczona, a wyniki tamtych badań nie zostały nigdy potwierdzone. Wieść poszła jednak w świat i mimo prób odkręcenia sytuacji przez MKOl, Khelif i Yu-ting wciąż uznawane są za „kontrowersyjne”. Dyskusja, która wokół nich rozgorzała, zaczęła uderzać już nie tylko w nie, ale w całe grupy społeczne – osoby interpłciowe, transpłciowe, a także w kobiety, które nie są posiadaczkami stereotypowego kobiecego wyglądu. Uderza się nie tylko w Khelif i Yu-ting. Problem jest szerszy Maja Heban z fundacji Miłość nie wyklucza wskazywała: „Przez ostatnie lata takich nagonek było wiele, ale dotyczyły przede wszystkim kobiet, które były rzeczywiście transpłciowe. Z głośniejszych nazwisk to na przykład pływaczka Lia Thomas czy sztangistka Laurel Hubbard, ale były też ataki na mniej znane sportowczynie. Zainteresowanie nie utrzymywało się jednak bardzo długo, bo żadna z nich nie została tą wyczekiwaną pogromczynią kobiecego sportu. Hubbard brała nawet udział w poprzednich Igrzyskach, ale szybko odpadła. Niestety ostatnie kilka lat to okres najintensywniejszych ataków na osoby transpłciowe w polityce, więc teraz presja, żeby znaleźć kozła ofiarnego, była bardzo duża. Jak tylko na horyzoncie zaczęły pojawiać się kobiety silne, wysokie, o ostrych rysach twarzy i krótkich włosach, rzetelność i ostrożność poleciały na śmietnik i zaczęło się sianie strachu i nienawiści. Jako że Imane Khelif wcześniej nie dopuszczono do udziału w mistrzostwach świata, ochrzczono ją nowym wrogiem. Obecnie nadal nie wiadomo, czy rzeczywiście chodziło z jej wcześniejszą dyskwalifikacją o zbyt wysoki poziom testosteronu, testy genetyczne czy polityczne działanie szefa Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu, który ma powiązania z Kremlem. Nic jednak nie wskazuje na to, by Khelif, pochodząca z Algierii, gdzie uzgodnienie płci jest nielegalne, była transpłciowa”. W Polsce, ze względu na walkę polskiej pięściarki Julii Szeremety z Lin Yu-ting o złoto igrzysk olimpijskich, sprawa nabrała również biało-czerwonych barw. Na Tajwankę spadła ogromna krytyka, a nie pomagało również to, że emocje podsycały media społecznościowe Julii Szeremety, podając w mediach społecznościowych mem, który sugerował, że Lin Yu-ting jest mężczyzną. Zdjęcie pojawiło się jednak i zniknęło, a kolejne relacje na Instagramie Polki skupiały się już przede wszystkim na wsparciu, jakie otrzymała od kibiców. Jak ujawniła później sama Szeremeta, to nie ona zajmowała się wtedy swoimi mediami społecznościowymi. "Trener zobaczył memy i kazał je usunąć" - mówiła polska pięściarka po tym, jak zdobyła srebro na igrzyskach olimpijskich. Ewa Kłobukowska ze zniszczoną karierą Przypadek Sereny Williams pokazuje wyraźnie, że podobne oskarżenia nie są nowością i pojawiają się już od dłuższego czasu. Najlepszym przykładem na to jest przypadek Ewy Kłobukowskiej. Polska sportsmenka była złotą i brązową medalistką olimpijską z igrzysk w Tokio w 1964 roku w sprincie. Rok później pobiła rekord świata na 100 metrów kobiet podczas zawodów w Pradze – uzyskała wynik 11,1 s. Zawodniczka zdobyła też dwa złota i srebro na mistrzostwach Europy w Budapeszcie w 1966 roku. W tamtym okresie wprowadzono „testy na kobiecość”, które miały udowadniać, że sportsmenki są kobietami. Dla wielu z nich było to jedno z najbardziej poniżających doświadczeń w życiu, o czym świadczą wspomnienia Danuty Straszyńskiej czy Mary Peters. Choć Kłobukowska początkowo „przeszła test”, to jej doskonałe wyniki zaczęły budzić podejrzenia m.in. wśród niemieckich lekarzy nadzorujących projekt „badań kobiecości”, według których żadna kobieta nie mogła biegać tak szybko. Jej kariera została nagle przerwana przez donos ze strony RFN i ZSRR do IAAF (Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych), w którym zawarto informację, że podczas kolejnego badania, w którym udział wzięły już tym razem tylko Polki. Na podstawie badania wyjść na jaw miał fakt, że nie wszystkie grupy komórek miały mieć typowy układ chromosomów, czyli XX. W niektórych widoczny był wynik XXY, co miało zupełnie dyskwalifikować Kłobukowską. Polka wycofała się ze sportu – oficjalnie poinformowano, że przez kontuzję. Po latach zawodniczka urodziła dziecko, ale do sportu już nie wróciła – jej rekordy wykreślono, ale medali nie odebrano. Niewiele zawodniczek, które otrzymały podobne wyniki miało siłę, by walczyć jeszcze o siebie i swoje sukcesy. Badania, które wówczas stosowano polegały na dwóch rzeczach – badaniu ciałka Barra. To komórka, która typowo znajduje się w kobiecych ciałach, ale w męskich już nie. Specjaliści od samego początku odradzali to rozwiązanie, uznając je za o wiele bardziej skomplikowane i nieprecyzyjne. O drugim opowiadała szerzej w rozmowie z Onetem biegaczka i medalistka mistrzostw Europy, Teresa Sukniewicz: „Badanie odbywało się przy hotelowym korytarzu. Postawili tam stół, usiedli za nim, wchodziło się i trzeba było usiąść na fotelu ginekologicznym. Komisja po prostu nas... oglądała. Zwyczajni zboczeńcy. Później w ogóle o tym nie rozmawiałyśmy, człowiek chciał jak najszybciej o tym zapomnieć. Po prostu potworność. Pojawiła się informacja, że Ewa nie startuje, a myśmy nie miały pojęcia dlaczego. Dzień czy dwa dni po zawodach dostałam od znajomego włoską gazetę i zobaczyłam zdjęcie Ewki oraz koszmarny tytuł: Ewa Kłobukowska mężczyzną". Stanisława Walasiewicz i Ewa Kłobukowska. Polki wykluczone Po latach wspominano również inną polską zawodniczkę, Stanisławę Walasiewicz – złotą i srebrną medalistkę olimpijską w biegu na 100 metrów z czasów przedwojennych. Polka po latach wyjechała do Stanów Zjednoczonych i tam zginęła od strzału w czasie rabunku, którego próbowało dokonać na niej dwóch Amerykanów. Ze względu na charakter śmierci, która nie była naturalna, wykonano sekcję zwłok. Wtedy odkryto, że Walasiewicz była osobą interpłciową – miała zarówno żeńskie, jak i męskie organy rozrodcze (te drugie nie w pełni rozwinięte). Dyskutowano o tym, czy pozbawić ją medali, ale ostatecznie sprawa została zamieciona pod dywan. Jak dzisiaj zareagowali by na nią Polacy? Niesłychana wiadomość dla Julii Szeremety na godziny przed bitwą o złoto. Tego jeszcze nie było Maja Heban tłumaczyła: „Myślę, że dzisiaj nagonka na nie byłaby porównywalna lub większa, a jednocześnie byłaby to ciekawa lekcja dla Polaków. Jak zareagowaliby, gdy nasze polskie medalistki ktoś wyzywał od facetów, babochłopów, agresorów? Broniliby ich? Mieliby refleksję, że kobiecość należy też do tych kobiet, które mają chromosom XY albo nietypową urodę? A może przeciwnie, odwróciliby się od nich plecami? Warto tutaj przypominać historię Walasiewicz i Kłobukowskiej, bo to trudne lekcje. Pani Kłobukowska jest cispłciową kobietą, ale jej karierę zniszczyły oskarżenia o posiadanie zróżnicowanych cech płciowych. Tylko że ona mogłaby nawet mieć ten chromosom XY i nadal zajść w ciążę i urodzić dziecko, bo nauka zna takie przypadki. Płeć naprawdę nie jest tak prosta, jak się to wykłada na lekcjach biologii w podstawówce. Stanisława Walasiewicz całe życie przeżyła jako kobieta, jej interpłciowość odkryto dopiero po śmierci i sekcji zwłok. Debatowano nad odebraniem jej medali. Nie uważam, że to byłaby dobra decyzja i chcę wierzyć, że Polska się tutaj zgodzi. A jednak internet od kilku dni tonie w hejcie wobec Imane Khelif, którą "oskarża" się o bycie kobietą taką właśnie jak nasza Stanisława Walasiewicz, którą za granicą hejterzy nazywali "Stella the Fella", nawiązując do jej zamerykanizowanego imienia. Strasznie to wszystko niesprawiedliwe”. Michael Phelps to geniusz, a kobiety to oszustki No dobrze, ale w takim razie co można zrobić, by rywalizacja kobiet była uczciwa? By zawodniczki nie miały znaczącej przewagi dzięki wyższym poziomom testosteronu czy innej budowie ciała? Co w tych wszystkich sytuacjach, gdy przewaga jest nie uzależniona od treningów, ale od warunków fizycznych? Co ciekawe, głosy o niesprawiedliwości pojawiają się przede wszystkim w sportach kobiecych, a kiedy wyraźne różnice związane z warunkami fizycznymi dotyczą sportów męskich i nie są związane bezpośrednio z dopingiem, trwa zmowa milczenia. W sportach zespołowych takich jak siatkówka czy koszykówka, gdzie istotny jest wzrost graczy, nikt nie krzyczy, że np. Polacy czy Francuzi w porównaniu do choćby Japończyków są bardzo wysocy i wykorzystują swoje walory fizyczne w kontekście przewagi nad drugim zespołem. Jako przykład często podawany jest również Michael Phelps, którego proporcje ciała, zmniejszone wydzielanie kwasu mlekowego i inne przymioty ciała miały znacząco pomóc w niemal całkowitym zdominowaniu pływania, m.in. dłuższy tors i krótsze nogi, które lepiej pokonują opór w basenie czy dłuższe ramiona dające mu przewagę przy zagarnianiu wody. Jego traktowało się jako supermana, a nie oszusta. Kiedy jednak zaczyna się o tym myśleć, widać, że stąpa się po kruchym lodzie – gdzie jest granica wyrównywana szans? "Kto ma o tym decydować?" W kontekście osób interpłciowych i transpłciowych ta sprawa wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana. Dobrym przykładem jest sprawa Caster Semenyi, biegaczki na średnie dystanse z RPA, która została całkowicie wykluczona z uczestnictwa w kobiecych zawodach lekkoatletycznych ze względu na wysoki poziom testosteronu. Miała w związku z tym poddać się terapii hormonalnej zmieniającej ten poziom na niższy. Semenya nie zgodziła się na to i przez lata walczyła z IAAF o prawo do startów na zwykłych zasadach. Od 2019 roku nie uzyskiwała już żadnych sukcesów – próbowała startów na innych dystansach niż swoje preferowane, ale bez większych sukcesów. Podobnych przypadków było w sporcie o wiele więcej – niektóre z nich zostały pokazane szerzej w filmie dokumentalnym „Category: Woman” z 2022 roku. Jak mówi motto filmu: „kto ma o tym decydować?”, czyli kto ma prawo do decydowania o płci danej osoby. Sprawy związane z hormonami, nieuczciwą przewagą w sporcie i tym, kto powinien, a kto nie zostać dopuszczony do rywalizacji, są o wiele trudniejsze do rozwiązania, niż mogłoby się wydawać. „To jest złożony temat, a ja nie mam kompetencji, żeby udzielić zdecydowanej odpowiedzi. Nikt nie ma, tak naprawdę, bo każda dyscyplina sportowa będzie miała różne wymogi. Różnice między kobietami i mężczyznami w boksie, zapasach albo koszykówce będą miały większe znaczenie niż na przykład w strzelectwie. Tymczasem postulat wykluczenia transpłciowych kobiet pojawia się powszechnie ze strony osób, które dziś szczują na Imane Khelif, nawet z takich dyscyplin jak snooker czy szachy. Trzeba oddzielić ideologiczny sprzeciw wobec uznawania trans kobiet za kobiety od faktycznej troski o uczciwość rywalizacji. Oceniać to powinny komitety złożone z lekarzy, nie internauci. Jako aktywistka na rzecz osób transpłciowych i transpłciowa kobieta mogę jedynie chcieć, by transpłciowość nie oznaczała z automatu, że trzeba porzucić marzenia o uprawianiu sportu. Trzeba też koniecznie powiedzieć, że tranzycja naprawdę zmienia ludzkie ciało. Trans kobiety przegrywały z cis kobietami, trans mężczyźni wygrywali z cis mężczyznami, także w sportach walki. Po latach tranzycji hormonalnej zmienia się objętość mięśni, gęstość kości. Poza tym zupełnie inaczej będzie wyglądała sytuacja trans kobiety, która nigdy nie dorastała pod wpływem testosteronu, tylko zaczęła tranzycję jako nastolatka, a kobiety, która tranzycję rozpoczęła po trzydziestu latach życia. Nie da się wyznaczyć jednoznacznych wytycznych dla całego sportu i całej społeczności osób transpłciowych. Do tego dochodzą jeszcze osoby interpłciowe, które mogą mieć naturalnie podwyższony poziom testosteronu. Czy powinno się od nich wymagać, by farmakologicznie go obniżały, tak jak wymaga się tego od Caster Semenyi? Czy to jest "fizyczna przewaga nad rywalkami" większa, niż ta, którą wysocy koszykarze mają nad niskimi? Nie śmiałabym tego oceniać na zasadzie "chłopskiego rozumu" i rzucać szybkich osądów. To są trudne zagadnienia etyczne. Nie ma tu miejsca na podejmowanie decyzji według tego, jak ktoś wygląda” –podsumowała Maja Heban.