Był brąz szpadzistek, wywalczony we wtorek po trzech kapitalnych bojach, wydawało się, że w ich ślady są w stanie pójść już dwa dni później w Grand Palais florecistki. Drabinka dla nich nie była zła, Japonki nie są zawodniczkami wybitnymi, w rywalizacji indywidualnej wszystkie przegrały swoje spotkania w 1/16 finału. Tyle że Polki spisały się dokładnie tak samo, też nie błysnęły. Jakby ta forma, którą prezentowały miesiąc temu w Bazylei, gdy sięgnęły po drużynowe wicemistrzostwo Europy, a Julia Walczyk-Klimaszyk zdobyła indywidualnie brąz, gdzieś się ulotniła. Dziś nie było tej wiary w sukces po naszej stronie. Mimo, że ten pojedynek zaczął się znakomicie. To mogła być medalowa szansa, potrzebne były dwa wygrane mecze. Wszystko się posypało W drużynowym florecie jest tylko osiem państw, zakwalifikować się jest więc bardzo trudno. Ale jak już się to uda, to medal też znajduje się bardzo blisko. Trzeba wygrać ćwierćfinał, a później jeden z dwóch kolejnych pojedynków. Los skojarzył więc Polskę z Japonią, dla obu tych drużyn awans do półfinału byłby wielkim osiągnięciem. Na to wskazywał też ranking - Azjatki dostały czwarty numer w drabince, są brązowymi medalistkami MŚ sprzed roku, Polki zaś piąty. Można się było spodziewać zaciętego boju, w którym na samym końcu mieliśmy naszą liderkę. Ale takie ono nie było. Jedynie pierwsza walka potoczyła się po myśli podopiecznych Tomasza Ciepłego, Walczyk-Klimaszyk potrzebowała niecałych dwóch minut, by pięć razy zaskoczyć Serę Azumę. 5:2, to było świetne otarcie. A później wszystko się popsuło, Martyna Jelińska jeszcze utrzymała minimalną przewagę, ale w czasie walki Hanny Łyczbińskiej wszystko się posypało. Florecistka AZS UAM Poznań nie radziła sobie, bilans jej trzech walk to 12:21, minus dziewięć. Co gorsza, w drugiej turze także Jelińska i Walczyk-Klimaszyk zostały rozbite. A gdy przewaga Japonek wzrosła do 10 punktów, wszystko było już praktycznie jasne. Musiałby stać się cud, by coś jeszcze zmieni. Próbowała Jelińska, odrobiła dwa punkty, ale zaraz jeszcze więcej straciła Łyczbińska. Gdy do ostatniej walki wyszła Walczyk-Klimaszyk, było 27:40. Musiała ryzykować, atakować, liczyć na cud. A Japonka Yuna Ueno czekała i szukała swoich szans. I się doczekała, Japonia wygrała 45:30. Polkom została walka o miejsca 5-8. Tu poszło im lepiej, pewnie pokonały najsłabszy w stawce Egipt 45:21 (bilans trafień: Julia Klimaszyk-Walczyk 15:5, Hanna Łyczbińska 15:8, Martyna Jelińska 5:8). Polska szóstą drużyną turnieju florecistek. Pasjonujący bój z Francją O piąte miejsce walczyły z Francją, tu powtarzał się scenariusz z meczu z Japonią. Łyczbińską zastąpiła najstarsza w zespole Martyna Synoradzka, ale wybitnie jej nie szło, przegrała dwa pierwsze starcia 2:5 i 1:6. Biało-Czerwone trzymała przy życiu Walczyk-Klimaszyk, bo Jelińskiej też się nie wiodło. Gdy ta ostatnia przegrała 1:6 z Anitą Blaze, po siedmiu pojedynkach Francja wygrywała już 35:28. Znów trzeba było liczyć na cud. Ale na planszę wyszła Synoradzka i... odmieniła losy. Fechtowała wspaniale, trafiała raz za razem, wygrała z wicemistrzynią olimpijską z Tokio Pauline Ranvier aż 12:4. Polki objęły prowadzenie 40:39, na planszę wyszła Walczyk-Klimaszyk. I prowadziła już 43:39, później 44:43. Pogubiła się, wyszła za planszę, straciła karny punkt. A później jeszcze jeden i to Trójkolorowe zrewanżowały się naszym za niedawną porażkę w półfinale mistrzostw Europy. Bilans trafień: Synoradzka (15:15, Jelińska 10:19, Walczyk-Klimaszyk 19:11). Japonia - Polska 45:30 Sera Azuma - Julia Walczyk-Klimaszyk 2:5 (2:5)Yuka Ueno - Martyna Jelińska 4:2 (6:7)Karin Miyawaki - Hanna Łyczbińska 9:5 (15:12)Sera Azuma - Martyna Jelińska 5:1 (20:13)Karin Miyawaki - Julia Walczyk-Klimaszyk 5:2 (25:15)Yuka Ueno - Hanna Łyczbińska 5:3 (30:18)Karin Miyawaki - Martyna Jelińska 3:5 (33:23)Sera Azuma - Hanna Łyczbińska 7:4 (40:27)Yuka Ueno - Julia Walczyk-Klimaszyk 5:3 (45:30)