Na Stade de Frances nagle zapadła ciemność. Z nieba na płytę stadionu zstąpił Złoty Voyager, czyli "przybysz" z innej czasoprzestrzeni. Chwilę później połączył siły z dwiema postaciami, które wcześniej były już znane kibicom śledzącym paryskie igrzyska. Złoty Voyager spotkał się tam z kobietą w kapturze i srebrnej zbroi - Joanną d'Arc, która podczas ceremonii otwarcia mknęła przez Sekwanę na swym wierzchowcu. Dołączył do nich słynny asasyn, który 26 lipca z ogniem olimpijskim skakał po budynkach stolicy Francji, a następnie przekazał znicz Zinedine'owi Zidane'owi. Francuzi oddali hołd Grecji i starożytnym igrzyskom. Zwrócili uwagę na coś ważnego W ich towarzystwie Złoty Voyager zademonstrował flagę Grecji, a następnie wbił ją w ziemię w akompaniamencie hymny tego kraju. Tak właśnie wyglądał hołd złożony ojczyźnie igrzysk olimpijskich, które powstały 2800 lat temu. Ceremonia ma za zadanie przypomnieć o tym, że w przeszłości igrzyska olimpijskie zostały zapomniane, ale dzięki zaangażowaniu Pierre'a de Coubertina w 1896 mogły odbyć się ponownie. Teza spektaklu była natomiast taka, że w nieokreślonej przyszłości, jak to miało miejsce dawniej, igrzyska olimpijskie znów przejdą do historii, dopóki ktoś taki, jak Pierre de Coubertin nie sprowadzi ich z powrotem na ziemię. Spektakl zakończył się symbolicznym spotkaniem Złotego Voyagera z grecką boginią zwycięstwa, czyli Nike z Samotraki. Co ciekawe, oryginał tego posągu można oglądać w paryskim Luwrze.