Piotr Jawor, Interia: Jak poradziliście sobie z presją? - Oli medal na szyję zakładano już w lutym. To nie było łatwe, z tego powodu musieliśmy całą naszą komunikację przeformułować. Ostatnia doba przed startem jest zawsze trochę inna. Jedyne co wiemy, to że będzie napięcie, stres i emocje. Zdobywanie medalu to nie jest jazda po tęczy na jednorożcu. Naprawdę dużo się dzieje, jest duży chaos i trzeba mieć dużo energii, by sobie z tym poradzić. Najgorsze we wspinaczce jest chyba potknięcie. To generuje duży stres? - Nad tym właśnie pracujemy. Jeśli narciarz zjeżdża, to nie myśli o tym, by ominąć tyczkę, tylko o tym, by podążać za trasą. Dlatego my też skupiamy się na naszej części i pozytywach. Myślimy o tym, nad czym mamy kontrolę. Współpracujecie z psychologiem? - Tak, od tego roku. To było dla Oli osiem miesięcy ciężkiej pracy, bo wprowadzenie psychologa dla takiej zawodniczki nie jest łatwe. Ale ta współpraca okazała się mistrzostwem świata. Pomogła nie tylko mi, ale całemu sztabowi. Pomoc była wybitna, nie wiem, gdzie byśmy dziś bez psychologa. Pan jako mąż i trener, do tego jeszcze psycholog. Czasem nie jest trudno się w tym połapać? - Wiele rzeczy jest trudnych, ale próbowaliśmy się odnaleźć w tym jak najlepiej. Realizowaliśmy strategię, nie zawsze było łatwo, ale pracowaliśmy ciężko. Trudno być mężem i trenerem? - Na pewno jest dużo emocji, ale dla mnie to najpiękniejsza praca, jaką można wykonywać. Jestem wdzięczny za to, gdzie jestem. Z Olą pracowaliśmy 10 lat, a porażki jeszcze bardziej nas jednoczyły. Byliśmy jeszcze bliżej. Wiedzieliśmy, że jak przejdziemy przez to, to możemy przejść przez wszystko. Wyjście na ściankę trwa niewiele ponad 6 sekund. W życiu podejmowanie decyzji też idzie wam tak szybko? - Ola jest zdecydowana, ja nad decyzją lubię trochę posiedzieć, skonsultować ją, przespać się z tym. U mnie to trwa dłużej, czasem zastanawiam się nad czymś nawet dwa tygodnie. Ola ma jednak inny protokół i gdy ja się z czymś ślimaczę, ona potrafi obrać kierunek. Dobraliście się na zasadzie przeciwieństw? - W większości tak, ale nauczyliśmy się w tym odnaleźć. Ja np. absolutnie nie byłbym w stanie wykonać 5 proc. tego, co Ola robiła na zawodach, w siłowni itd. Być w jej skórze te pięć sekund, gdy wszyscy patrzą, to jest coś bardzo trudnego. Jesteście mistrzami olimpijskimi. Będziecie chcieli z tego marketingowo i medialnie wycisnąć jak najwięcej czy wracacie do normalnej pracy? - W tym temacie musi wypowiedzieć się Ola. Ja teraz chłonę wszystko, cieszę się momentem i nie zastanawiam się, co dalej. Mam jednak nadzieję, że to wpłynie na popularyzację dyscypliny nie tylko wyczynowo, ale też rekreacyjnie. Rozmawiał w Paryżu Piotr Jawor