Gdyby dwaj bliźniacy znaleźli się w finale olimpijskich zmagań w jednej pływackiej konkurencji, doszłoby do historycznego precedensu. A taką szansę mieli bracia Chmielewscy: Michał oraz młodszy od niego o całej siedem minut Krzysztof. Rywalizują ze sobą, nie ukrywają tego, w niedawnych mistrzostwach Europy na tym dystansie nieznacznie lepszy był Krzysztof. I choć żaden z nich nie zdobył złota, to zgarnął najlepszy na świecie Kristof Milak, to stanęli wspólnie na podium. Ta historia z występem obu w finale w Paryżu się jednak nie powtórzy. A zabrakło tak niewiele... Szczęście Krzysztofa, pech Michała. O awansie decydowały dwie setne sekundy 1:55.28 Michała i 1:55.42 Krzysztofa - z takimi czasami bracia Chmielewscy awansowali w południe do półfinału olimpijskich zmagań na 200 m stylem motylkowym. Konkurencji, w której, tak wśród pań, jak i panów, mieliśmy w historii piękne momenty. Tyle że już pierwszy wyścig, bez Polaków okazał, że aby znaleźć się w czołowej ósemce, trzeba będzie popłynąć znacznie szybciej. Może nawet o sekundę, bo czwarty w pierwszej serii Alberto Razzetti uzyskał czas 1:54.51. I tylko czterech zeszło poniżej 115 sekund, a zwycięstwo Leona Marchanda (1:53.50) kibice znad Sekwany przyjęli olbrzymią owacją. Polscy bracia nie płynęli jednak obok siebie, Michał był na drugim torze, Krzysztof - na szóstym. Zaczęli wolno, jak to mają w zwyczaju. I jak to pokazywali w eliminacjach. Od początku wyścig ten był popisem rekordzisty świata Kristofa Milaka, płynął z przewagę blisko sekundy nad resztą stawki. A już na ostatnim nawrocie tuż za nim znalazł się Krzysztof Chmielewski. Choć może to "tuż za nim" jest jednak przesadą, Polak tracił blisko półtorej sekundy. Krzysztof Chmielewski trochę osłabł, musiał walczyć o to, by nie wypaść ze ścisłej czołówki. To mogło kosztować go awans do finału, a wyprzedził go jeszcze Szwajcar Noe Ponti. Finiszował trzeci, w 1:54.28. To było siódmym wynikiem łącznie. Michał zaś walczył, przyspieszał, przesunął się z siódmego miejsca na piąte. Ostatnią prostą popłynął o blisko pół sekundy szybciej od brata, ale też o 28 setnych szybciej od Austriaka Martina Espernbergera. Rzecz w tym, że to Austriak uzyskał ósmy czas, a Polakowi zabrakło dwóch setnych, by mu dorównać. Mimo, że wynikiem 1:54.64 pobił rekord życiowy. W eliminacjach to on był siódmy a Krzysztof - dziewiąty. W półfinale zamienili się pozycjami, ale konsekwencje tego są znacznie większe. Walka o medale w środę o godz. 20.37.