Mateusz Polaczyk fatalnie rozpoczął walkę o finał w konkurencji K-1 w slalomie kajakowym w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Polak zaliczył karę już na pierwszej bramce, a potem dołożył jeszcze dwie. Gdyby nie to walczyłby o medal i wcale nie byłoby to takie nierealne. Ostatecznie 36-latek zajął 13. miejsce. Pierwsze, które nie dawało awansu do finału. Polski mistrz chciał zrezygnować ze startu w igrzyskach, teraz bił się o medal Mateusz Polaczyk nie załapał się na falę. Polak znowu pechowcem igrzysk Los naszego kajakarza podzieliła taka gwiazda jak Słoweniec Peter Kauzer. - Błąd na pierwszej bramce jeszcze niczego nie skreślał. Cały slalom jest tak naprawdę grą błędów. Nie ma idealnych przejazdów. Zresztą było to widać w półfinale. Zawodnicy oddawali mało czystych przejazdów. Dużo też było "pięćdziesiątek". Niektórych woda nie niosła. Niestety ja też nie załapałem się na tę falę. Najgorsze jest to, że moje punkty karne nie wynikały z tego, że chciałem przycinać bramki. Nic to mi nie wnosiło do samego przejazdu. Nie tylko traciłem zatem czas, ale też łapałem głupie punkty karne i pożegnałem się z finałem. Ten był w moim zasięgu. Nawet z tymi punktami karnymi. Gdybym nie spadł na dojeździe do lewego podjazdu, to spokojnie wyprzedziłbym Hiszpana - ocenił Polaczyk. W slalomie kajakowym bardzo ważne jest przepłynięcie czysto i pewnie pierwszych bramek. To zawodnika niesie. Tymczasem Polaczyk już na pierwszej bramce postawił siebie w trudnej sytuacji. Polaczyk nie wyklucza, że dotrwa do kolejnych igrzysk, ale nie chce teraz się nad tym zastanawiać. Planuje z kolei kurs podoficerski, bo jest żołnierzem Wojska Polskiego. - Bardzo dziękuję Ministerstwu Obrony Narodowej, że tak wspiera polski sport. Dla takiej dyscypliny jak kajakarstwo slalomowe nie ma szans rywalizować na wysokim światowym poziomie bez wsparcia wojska. Gdyby nie wojsko, to dawno skończyłbym już z zawodowym uprawianiem sportu. Nie dałbym rady i finansowo, i czasowo - podkreślił Polaczyk. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport