Olimpijska rywalizacja surferów odbywa się na wodach Oceanu Spokojnego, między Australią a Chile. Konkretnie u wybrzeży Tahiti, wyspy leżącej w granicach administracyjnych Polinezji Francuskiej. Dystans od Paryża przekracza 15 tys. kilometrów. Większość kibiców w Europie jeszcze spała, gdy przeprowadzono pierwszą rundę zmagań. W strefie czasowej CET panowała noc. Różnica czasowa wynosi 11 godzin. Co za historia! Porzucił piłkarską kadrę, świętuje złoto igrzysk Wypadek francuskiej surferki. "Ściana czaszek" to niebezpieczna arena olimpijska Warunki do surfowania były znakomite, a to oznaczało, że służby medyczne musiały liczyć się z koniecznością interwencji. Ich pomoc okazała się nieodzowna, gdy z wody z zakrwawioną głową wyłoniła się nagle Johanne Defay. Zachodziło podejrzenie, że uderzyła głową w rafę koralową. Zawody natychmiast przerwano. Przy francuskiej zawodniczce błyskawicznie pojawił się ponton z ratownikami. Szybko ustalono, że przyczyną rozcięcia głowy było uderzenie w deskę. Defay została przetransportowana do ambulansu. Założono jej szwy. Wprowadzono także protokół wstrząśnienia mózgu. Jak informuje "L'Equipe", jej obrażenia na szczęście nie okazały się na tyle poważne, by wykluczyć ją z udziału z kolejnych rund. Akwen Teahupo'o - nazywany "ścianą czaszek" - uważany jest za jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc do uprawiania surfingu. Wpływ na to mają silne prądy oceaniczne oraz fragmenty rafy koralowej. Część zawodników przed wejściem do wody zakłada kaski. Fale sięgają w tym miejscu 10-15 metrów wysokości. Miejsce w sporym stopniu jest wyludnione. Olimpijczycy zamieszkali w prywatnych domach nielicznych mieszkańców, a także na statku wycieczkowym zacumowanym niedaleko brzegu. Batalia o olimpijskie medale w surfingu rozpoczęła się 27 lipca i potrwa do najbliższej środy.