Aleksandra Jarecka była jedną z bohaterek reprezentacji Polski podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Szpadzistka w rozmowie ze "Sport.pl" podzieliła się gorzkim faktem powiązanym z francuskimi zawodami. Jarecka zachowała zimną krew w najtrudniejszej chwili i wywalczyła Polsce medal Choć patrząc ogólnie, igrzyska olimpijskie w Paryżu okazały się dla Polaków rozczarowaniem, nasi reprezentanci sprezentowali widzom kilka niezapomnianych chwil. Jedną z pierwszych podczas francuskich zawodów stworzyły nasze szpadzistki. W walce o brązowe medale Polki musiały mierzyć się z Chinkami. Rywalizacja była niezwykle zacięta, a o ostatecznym rezultacie miała zadecydować Aleksandra Jarecka. Problem w tym, że 28-latka była jedyną z naszych reprezentantek, która wcześniej została wycofana z walk indywidualnych. Ba, pierwotnie miała w ogóle nie polecieć do Francji! Jak się okazało, to nie przeszkodziło jej w zaprezentowaniu fantastycznego charakteru i umiejętności. W ostatnich sekundach organizatorzy doprowadzili do błędu, bo tablica wyników wskazywała 31:30 dla Polski, podczas gdy w rzeczywistości rezultat powinien być remisowy. Sihan Yu trafiła wówczas Jarecką i na niespełna pięć sekund przed końcem to Chinki były o krok od medalu. Gdy wydawało się, że to przeciwniczka z Azji przejdzie do ataku, Jarecka zachowała zimną krew. Na 2,90 sekundy przed końcem doprowadziła do dogrywki, a w niej zadała ostateczny cios. Cios na wagę brązowego medalu. To, co wydarzyło się później, odbiło się szerokim echem. Ogrom emocji, które nazbierały się w reprezentantce Polski, musiał znaleźć ujście. Jarecka wyznaje. Działacze nie przyznali się do błędu 28-latka i jej koleżanki zapisały się w historii, bo zdobyte przez nie wyróżnienie było 300. medalem dla Polski w historii zmagań na igrzyskach olimpijskich. Teraz, gdy minęło już kilka tygodni od zakończenia paryskich zawodów, Jarecka postanowiła zabrać głos na temat tamtejszych wydarzeń. Wyznała, że trener kadry nie miał wpływu na wycofanie jej z rywalizacji indywidualnej. "Nie mam żadnych pretensji do trenera kadry, który od początku wskazywał na mnie do startu indywidualnego i do drużynowego. Wynik pokazał, że się nie mylił. Zdanie zmienił pod wpływem rozmowy z zarządem i z dyrektorem sportowym. Byłam trzecia na krajowej liście kwalifikacyjnej, wywalczyłam sobie miejsce na igrzyska i nie rozumiałam, jak mogłoby mnie na nich zabraknąć. Trener o tym wiedział" - powiedziała Polka w rozmowie z portalem "Sport.pl". Prowadzący wywiad Łukasz Jachimiak dopytał, w jaki sposób zareagowali działacze po tym, jak wykluczona przez nich zawodniczka ostatecznie zagwarantowała wielki sukces. Na dodatkowe pytanie, czy 28-latka doczekała się przeprosin, ta odrzekła - równie zwięźle: "nie". Dodała jednak później, że ta decyzja działaczy sprawiła jej wielką przykrość i uznała ją za niesprawiedliwą. Zdobyty przez szpadzistki medal był drugim dla Polski podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Ostatecznie biało-czerwoni wrócili ze stolicy Francji z dorobkiem dziesięciu "krążków": jednym złotym, czterema srebrnymi i pięcioma brązowymi.