Choć wspinaczka na czas (czyli popularny "speed") debiutuje na igrzyskach jako osobna konkurencja, rywalizacja w niej odbywała się już przed trzema laty, w Tokio. Wtedy była to jedna ze składowych, obok boulderingu i prowadzenia. W tamtych zmaganiach Mirosław zajęła czwarte miejsce. Teraz, kiedy jej koronną konkurencję w programie wyodrębniono, z miejsca stała się faworytką do złotego medalu. Aspiracje potwierdziła w poniedziałek, kiedy to dwukrotnie poprawiła własny rekord świata. W pierwszym biegu uzyskała czas 6,21 sekundy, a w drugim - 6,06, zbliżając się do złamania nieosiągalnej - jak się dotąd wydawało - granicy 6 sekund. Nasza reprezentantka, mocno skupiona na celu, jakim jest olimpijski krążek nie rozmawiała po tych wyczynach z mediami. Wokół niej zrobiło się jednak bardzo głośno. Nie dowierzają w sprawie Mirosław. Mówi o niej cały świat Nagranie, ukazujące jej rekordowy bieg niosło się w sieci lotem błyskawicy. W ciągu doby widziało je co najmniej kilka milionów osób. W przytłaczającej większości zachwyconych jej popisem. "Supermoc", "Tę linę, na której wisi ktoś ciągnie do góry, prawda?", "Kobieta - pająk" - to tylko niektóre z nich. Faktycznie, rekordowy bieg Mirosław wygląda niesamowicie imponująco. A przecież nie musi to być jej ostatnie słowo. W środę rozpocznie ona walkę o medal od ćwierćfinału. W akcji zobaczymy na tym etapie też drugą Polkę, Aleksandrę Kałucką. Jeśli obie awansują do najlepszej czwórki, spotkają się w pojedynku o finał.