Mateusz Rudyk uzyskał 11. czas w kwalifikacjach do sprintu mężczyzn w kolarstwie torowym i tym samym został zestawiony w parze z Nowozelandczykiem Samem Daikinem. Awans do 1/16 finału dla reprezentanta Polski miał być obowiązkiem, jednak presja związana ze startami na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu nie jednemu zawodnikowi potrafiła pokrzyżować szyki. Polak przebrnął przez tę fazę, a nawet dotarł do ćwierćfinału. Tam musiał już uznać wyższość Holendra Harrie Lavreysena. Nie oznaczało to jednak dla niego końca rywalizacji w Paryżu. Rudyk miał przed sobą jeszcze starty w innej konkurencji kolarstwa torowego - keirinie. I tam również udało mu się w pewnym stylu awansować do ćwierćfinału. Rudyk wygrał przy stoliku, ale przegrał na torze. Medalu nie będzie Ćwierćfinał był tylko formalnością. Mateusz Rudyk z awansem do półfinału 29-latek pojawił się na starcie w Paryżu w trzecim biegu, obok pięciu innych zawodników. Bezpośredni awans do półfinału gwarantowało miejsce w pierwszej czwórce, tak więc szanse na przedłużenie nadziei medalowych były całkiem spore. Losowanie było dla niego korzystne - startował jako szósty, a co za tym idzie, miał świetny przegląd sytuacji. A w keirinie potrafi być to jeden z czynników decydujących o sukcesie. Rudyk świetnie rozegrał to taktycznie, zaatakował w odpowiednim momencie i finiszował na trzeciej pozycji. Pozwoliło mu to awansować bezpośrednio do półfinału keirinu. Polaka wyprzedzili Sam Daikin z Nowej Zelandii i Matthew Richardson z Australii. Nie zabrakło jednak sensacyjnych rozstrzygnięć. Piąte miejsce Mateusza Rudyka. Porażka z mistrzem olimpijskim decydująca W ćwierćfinale przepadli Jeffrey Hoogland i Kevin Santiago Quintero Chavarro. Komentatorzy nie spodziewali się takiego obrotu spraw. Hoogland to dwukrotny medalista olimpijski. Odpadnięcie brązowego medalisty mistrzostw świata z 2022 roku również trudno było nazwać inaczej, aniżeli niespodzianką.