Artur Gac, Interia: Jak zmienia się Francja w kontekście igrzysk? Rafał Krawczyk, portal ifrancja.fr: - Trzy-cztery miesiące temu Paryż powoli zaczął się zamykać wraz z tym, jak zaczęto budować w kluczowych punktach miasta strefy kibica i tymczasowe areny. Mam tutaj na myśli przede wszystkim Pola Marsowe, Trocadero, Concorde, Wersal - cztery największe miejsca, specjalnie dedykowane pod igrzyska. Prawie cały zamknięty został też znajdujący się naprzeciwko wieży Eiffla Place de Varsovie, czyli po naszemu Plac Warszawski. A jeśli chodzi o bezpieczeństwo? - Wszyscy o tym myślimy. Nie zapomnę, jak byłem w 2015 roku na meczu piłkarskim Francja - Niemcy, gdy nagle wszystkich nas przeraziły odgłosy wybuchu, niosące się spoza stadionu Stade de France, gdzie doszło do zamachu. Będąc w środku, obserwowałem helikoptery, panowała panika, ludzie płakali. Nie zapomina się takich emocji. Ciężko znosiłeś tę sytuację? - Bardziej denerwowała się moja żona, bo z powodu przeciążonych linii nie mogła się do mnie dodzwonić. Gdy w końcu to się udało, powiedziała mi, że miał miejsce zamach i żebym cały i zdrowy wracał do domu. Na szczęście nie mieszkam daleko, ale na miejsce dotarłem dopiero w środku nocy, bo zamachowcy działali też w innych miejscach Paryża. Jak wyglądała ewakuacja ze stadionu? - W jednym momencie otworzyli wyjścia, bo ludzie naprawdę zaczęli panikować, żeby nie doszło do dalszych tragedii. Tu cały czas myśli się o tym, ludzie nie zapominają takich akcji nie tylko w Paryżu, ale też w całej Francji, zwłaszcza że niestety zdarzały się inne zamachy na mniejszą skalę. Mam wrażenie, że gdy jakiś paryżanin widzi torbę, która jest pozostawiona bez właściciela, od razu przez głowę przelatują mu najgorsze scenariusze. Strach powraca przed igrzyskami? - Wiedząc, że bezpieczeństwa będzie pilnowało ponad 40 tysięcy policjantów plus wojsko wzmocnione posiłkami między innymi z Polski, z koszarami w Bois de Vincennes, czuję większy spokój. Tutaj często widzi się chodzących po mieście żołnierzy, co niekiedy wśród Polaków wywołuje strach. Niestety żyjemy na tyle w niespokojnych czasach, że trzeba dmuchać na zimne. I ja jestem spokojny właśnie wtedy, gdy widzę w swoim otoczeniu umundurowanych funkcjonariuszy. W okresie przygotowań przybyło kontroli osobistych w miejscach, gdzie na co dzień tego nie doświadczałeś? - Takie kontrole pojawiały się zawsze po aktach terrorystycznych, przy wejściu do większych sklepów czy centrów handlowych. Wówczas trzeba było poddawać się w imię bezpieczeństwa takiej rewizji, ale każdy to rozumiał, po czym z czasem luzowano te restrykcje. Wszyscy zdają sobie sprawę, że w każdej chwili coś może się wydarzyć, dlatego obecnie w związku z igrzyskami Francja wprowadziła najwyższy stopień bezpieczeństwa. Jakie są nastroje wśród Francuzów? Wszystkie te działania, o których się słyszy, plus praca wywiadu amerykańskiego, wzmacniają poczucie bezpieczeństwa, czy ranga imprezy działa dokładnie odwrotnie? - Mnie się wydaje, że do niczego w trakcie igrzysk nie dojdzie, bo działania są zakrojone na bardzo szeroką skalę. Zresztą już namierzono kogoś, kto podczas ceremonii zapalenia znicza olimpijskiego planował pewne działania. Z tego, co słyszałem, na ceremonii policjanci będą rozstawieni co trzy metry. To naprawdę minimalizuje ryzyko terroryzmu, bo żeby wejść do każdej ze stref z wydarzeniami olimpijskimi, po drodze trzeba będzie przejść kilka kontroli. Dlatego, jeśli miałbym myśleć pesymistycznie, to gdyby miało do czegoś dojść, będzie to miało miejsce na zewnątrz, a nie w centrum wydarzeń. - W kwestii bezpieczeństwa jest jeszcze jeden problem, będący znakiem czasów. Otóż pojawia się coraz więcej cyberataków wymierzonych w miasta i urzędy, które zdaniem tutejszych mediów mogą być z zewnątrz. Bierzemy pod uwagę, że to może być dużym problemem podczas igrzysk, bo nagle może przestać coś działać i rozsypie się na przykład ceremonia. Zdarzyło się już tak, że zaatakowane w jednym momencie zostały szpitale, w innym ratusze miast. Takie akcje, wymierzane na prawo i lewo, mogą być ostrzeżeniem. Gdy jechałem taksówką z lotniska do hotelu przy okazji tenisowego French Open, kierowca rodem z Algierii zwracał uwagę, że wśród imigrantów wzrasta poczucie traktowania ich jako obywateli drugiej kategorii. Mówił o wysiedlaniu z centrum Paryża, czy mówiąc brzydko wyrzucaniu poza rewir stolicy. - Ceny wynajmu mieszkania w Paryżu są tak wysokie, że ci ludzie, którzy wykonują gorzej płatne prace, nie są w stanie się tu utrzymać. Dotyczy to także rodowitych Francuzów. Czyli powiedziałbym, że wypychanie polega nie na przemocy, tylko wynika ze wzrostu kosztów życia, czyli jeśli już, to jest to tzw. wypychanie ekonomiczne. Inna sprawa to nielegalni imigranci, którzy mieszkają w obozowiskach namiotowych, w różnych częściach miasta oraz osoby bezdomne. Ich rzeczywiście wywozi się poza Paryż, ma to miejsce zwłaszcza teraz przed igrzyskami. Bywa, że takie obozowisko znajdowało się niedaleko obiektu sportowego. Według zapewnień władz, trafiają oni do innych regionów, gdzie są jeszcze dla nich miejsca w schroniskach. Część z nich, jeżeli nie wszyscy, pewnie za jakiś czas powróci, bo tutaj mieli jakąś pracę lub inny sposób na utrzymanie się. Mieszkasz w Paryżu szmat czasu. Jak twoim okiem zmieniła się ta metropolia? - Między 1987 rokiem, gdy tutaj przybyłem, do teraz Paryż bardzo się zmienił. Nie chodzi tylko o to, że widać dużo więcej imigracji, którą ja także reprezentuję, ile niestety jest o wiele bardziej brudno. Generalnie Paryż cały czas jest piękny, niezmiennie go uwielbiam, dużo rzeczy i miejsc jest ulepszanych, ale chodzi o to, że jest brudniej i bardziej niebezpiecznie. Oczywiście to nie jest tak, że zawsze o 2 w nocy trafisz na kogoś z nożem. Kilka dzielnic jest jednak bardziej niebezpiecznych, prawda? Zwracał mi na to uwagę wspomniany taksówkarz. - Takimi dzielnicami na pewno są osiemnastka i dziewiętnastka, ale w Nowym Jorku też są miejsca, gdzie w nocy lepiej się nie zapuszczać. W najgorszym wypadku jeszcze "20". To bierze się z tego, że w północno-wschodniej części aglomeracji paryskiej mieści się jeden z najbiedniejszych departamentów Sekwana-Saint-Denis, oznaczony nazwą departament 93. I tam jest najwięcej biedy. Co podpowiada ci intuicja po prawie czterech dekadach mieszkania we Francji? - Że to będą piękne igrzyska i nic się nie stanie. Po stu latach wielka impreza wraca w jedno z historycznych miejsc, a ja się raduję, że będę w środku wydarzeń. Z pewnością też wielu Francuzów, niezainteresowanych igrzyskami, wyjedzie z miasta, żeby uniknąć ogromnych korków. Boję się trochę o Sekwanę, to znaczy czy jakość wody nie sprawi na końcu żadnego psikusa i ceremonia odbędzie się według całego planu. Takiej scenerii jeszcze nigdy nie było, ale próby generalnie kilkukrotnie były przesuwane. Ma być niespodzianka, a wszystko ma dziać się na specjalnych statkach. Ograniczono natomiast liczbę widzów, którzy będą mogli oglądać to widowisko na żywo. Wpierw mówiło się o 600 tysiącach fanów, następnie o 400 tysiącach, a ostatecznie miało stanąć na 300 tysiącach. Odpowiedź jest banalna, chodzi bowiem o kwestie bezpieczeństwa. Osobiście nastawiam się na częste wizyty w Domu Polskim, bowiem od siebie mam tylko siedem minut, by dotrzeć do Lasku Bulońskiego. Rozmawiał Artur Gac, Paryż