Ta niedziela miała być historyczna, po 20 latach. Niemal dokładnie tyle minęło od momentu, gdy w 2004 roku Otylia Jędrzejczak sięgnęła w Atenach po mistrzostwo olimpijskie na 200 metrów, pokonując na finiszu Australijkę Petrię Thomas, 18 sierpnia, w środę. Wtedy, w stolicy Grecji, do dwóch srebrnych krążków dołożyła ten trzeci - złoty. Zarazem ostatni w historii występów Biało-Czerwonych w wodzie. Bo na wodzie było w kolejnych igrzyskach znacznie lepiej, a pływacy jakoś na to podium wdrapać się nie byli w stanie. Teraz pani Otylia jest prezeską Polskiego Związku Pływackiego, nadzoruje tych, którzy mają iść w jej ślady. W Paryżu były dwie realne szanse: Krzysztofa Chmielewskiego na 200 m stylem motylkowym oraz właśnie Katarzyny Wasick na 50 m stylem dowolnym. 20-latek z Warszawy w swoim finale był czwarty, choć do brązu zabrakło dużo, ponad sekundy. Została więc szansa 32-letniej zawodniczki AZS AWF Katowice, która w ten sposób chciała zwieńczyć swoje piąte igrzyska olimpijskie. Być może już ostatnie. Katarzyna Wasick w finale rywalizacji n 50 m stylem dowolnym Do tego finału Wasick awansowała w pięknym stylu, w eliminacjach miała drugi czas, w półfinale - trzeci. Choć swój wyścig akurat wygrała. Genialna Sarah Sjöström była poza zasięgiem, w sobotę pobiła zresztą rekord olimpijski. W niedzielę miała apetyt na rekord świata, który od ponad roku i tak należy do niej, w Fukuoce uzyskała 23.61 s. Szwedka widziała wszystko, co się dzieje wokół niej. Płynęła czwartym torem, Polka była na trzecim, a na piątym - Amerykanka Gretchen Walsh. To właśnie Walsh wydawała się być tą najgroźniejszą dla Polki w walce o srebro, ale to 50 metrów, zdarzyć się może wszystko. Lekkie spóźnienie na starcie, drobny błąd techniczny w wodzie - i już marzenia uciekają. 24 sekundy, które muszą być bezbłędne, jeśli marzy się o chwale i zaszczytach. Gdzieś tych szczegółów zabrakło, Wasick medalu nie wywalczyła. Skończyła piąta, do brązu zabrakło 13 setnych. Popłynęła słabiej niż w obu sobotnich startach. Zaskoczyła Australijka Meg Harris, dotąd wygrywająca medale tylko w sztafetach. Wczoraj przed południem Polska z nią dość wyraźnie wygrała, dziś było inaczej. Harris popłynęła błyskotliwie, "złamała" granicę 24 sekund (23.97 s). Na rywalizację ze złotą Sarah Sjöström (23.71 s), nie miała szans - Szwedka byłaby chyba w stanie odrobić na dystansie każdą stratę. O trzecią pozycję trwała walka, wydawało się jeszcze na kilka metrów przed metą, że Wasick jest jej bardzo blisko. Finiszowała w czasie 24.33 s, piąta, bo szybsze od niej okazały się jeszcze: Chinka Yufei Zhang (24.20 s) i Amerykanka Walsh (24.21 s). Polscy pływacy znów zostali więc bez medalu.