Mistrzowie Niemiec kontra 13. drużyna 2. Bundesligi, niemal do końca sezonu broniąca się przed degradacją. Przy takim zestawie finału Pucharu Niemiec pytanie o faworyta było grubym nietaktem. Każde inne rozstrzygnięcie niż triumf Bayeru Leverkusen należało uznać za sensację. Tyle tylko, że piłkarze 1. FC Kaiserslautern nie mieli nic do stracenia i mogli przystąpić do tego spotkania bez ciężaru presji. "Aptekarze" z kolei byli mocno rozdrażnieni porażką w finale Ligi Europy. Ledwie trzy dni wcześniej ulegli Atalancie Bergamo 0-3. Sensacja w Dublinie, Bayer na kolanach! Koniec magicznej serii, hat-trick w finale W Dublinie zostali pokonani pierwszy raz w tym sezonie. W ten sposób zakończyli fantastyczna passę 51 meczów bez przegranej. W sobotni wieczór mieli wrócić na zwycięską ścieżkę i to w spektakularnym stylu. Ekipa Tymoteusza Puchacza pokonana przez czempionów. Krajowy dublet dla "Aptekarzy" Drugoligowcy, z Tymoteuszem Puchaczem w wyjściowej jedenastce, okazali się wymagającym rywalem. Straty gola potrafili się jednak ustrzec nie dłużej niż kwadrans. Zaraz potem do sytuacyjnej piłki na 25. metrze dopadł Granit Xhaka, uderzył bez przyjęcia i było 1-0. Ekipa ze wzgórza Betze próbowała odrobić straty, ale brakowało jej argumentów czysto piłkarskich. Bayer kontrolował mecz, dominując we wszystkich formacjach. Gdyby tylko narzucił nieco wyższe tempo, jeszcze do przerwy pokusiłby się pewnie o wyższe prowadzenie. Tymczasem w 44. minucie sytuacja faworyta niespodziewanie się skomplikowała. Po drugiej żółtej i w konsekwencji czerwonej kartce boisko musiał opuścić Odilon Kossounou. To zapowiadało emocje w drugiej odsłonie spotkania. Po zmianie stron trudno było jednak dostrzec, że jedna z drużyn gra w osłabieniu. Piłkarze z Kaiserslautern mieli wprawdzie przewagę w posiadaniu piłki, ale niewiele z tego wynikało. Najbliższy wyrównania był Ragnar Ache - jego dwa groźne uderzenia z dystansu nie skorygowały jednak rezultatu. W szeregi czempionów z upływem czasu wkradało się rozluźnienie. Gdy do końcowego gwizdka pozostawał kwadrans, oko w oko z Julianem Krahlem stanął Jeremie Frimpong, ale zmarnował szansę na zamknięcie meczu w sposób popisowy. Faworyci "dowieźli" korzystny wynik do końcowego gwizdka i sięgnęli w ten sposób po krajowy dublet. Passę meczów bez porażki zaczynają jednak budować od początku. Pierwszy krok wykonany. Do wyrównania niebywałego rekordu brakuje jeszcze 50.