"Oficjalnie witam Seattle Kraken w NHL, to nasz 32. klub. Gratuluje właścicielom i miastu, czekamy teraz na początek waszej podróży, która rozpocznie się w październiku" - tymi słowami komisarz Gary Bettman oficjalnie potwierdził "istnienie" klubu ze Seattle. Mimo wzmianki o październiku, oficjalne zatwierdzenie Seattle Kraken oznacza, że klub rozpoczyna działalność już teraz. Od maja może zatrudniać hokeistów i uczestniczyć w wymianach oraz transferach. Za wszystkie te ruchy będzie odpowiadać menadżer Ron Francis, niegdyś wybitny hokeista. Pierwsze zadanie - wykraść dobrych graczy Ważnym punktem w stworzeniu składu Seattle Kraken będzie tak zwany draft rozszerzający. Będzie to w istocie wydarzenie, w którym Kraken dostaną możliwość "podebrania" do swojego składu po jednym zawodniku z każdego innego klubu. Nie będą mogli jednak stworzyć wymarzonej drużyny - duża część graczy będzie bowiem "zastrzeżona". Do 17 lipca każdy z klubów, za wyjątkiem Vegas Golden Knights, musi przedstawić listę graczy chronionych, czyli takich, których Kraken nie będzie mógł im podebrać. Później ekipa z Seattle uczestniczyć będzie także w normalnym naborze młodych talentów, a także w wolnym rynku kontraktowym. Sukces marketingowy jest już pewny Obiektem, w którym Kraken będzie rozgrywać mecze, jest Key Arena, choć obecnie powinien nazywać się Amazon Arena, ponieważ to właśnie ten koncern zapłacił za możliwość umieszczenia swoich oznaczeń na budynku. Nowy nabywca praw poszedł inną drogą i chce wykorzystać halę jako reklamę ogólnoświatowego problemu ocieplenia klimatu, stąd też jej nazwa to Climate Pledge Arena. Na widowni zasiądzie 17 100 widzów. Pojemność trybun to obecnie chyba największy problem klubu z Seattle. Czymże jest bowiem owe 17 tysięcy w obliczu 51 tysięcy osób oczekujących na liście rezerwowej, żeby zakupić karnety sezonowe? Zanim najmłodsze dziecko NHL ujawniło swoją nazwę, na możliwość pozyskania wejściówki na wszystkie mecze czekało tylko 39 tysięcy. Po tym jak stało się jasne, że to będą Kraken, odnotowano 35-procentowy skok liczby zainteresowanych. NHL w Seattle zapowiada się na wielki. Idealny ruch wykonany przez Gary’ego Bettmana. Starały się Houston, Quebec, Portland, a sternik ligi ogłosił, że jego "cyrk" zawita właśnie do stanu Waszyngton. Seattle pobiło dotychczasowy rekord Golden Knights i są najlepiej sprzedającą się wśród kibiców drużyną ery ekspansji. Konto na Instagramie klubu już przebiło pod względem popularności istniejące od wielu lat Arizona Coyotes, czy Florida Panthers. Rekordowe wpisowe, nazwa już na nie zarabia To bardzo ważna sprawa dla włodarzy klubu, gdyż za przyjemność gry w NHL musieli ustanowić inny rekord. Nikt nigdy nie zapłacił tak wysokiej opłaty wpisowej. To kwota 650 milionów dolarów, czyli o 150 milionów więcej niż w przypadku Vegas Golden Knighs, którzy dołączyli do National Hockey League w 2017 roku. Wielkim zainteresowaniem cieszył się moment wybrania nazwy dla hokejowego klubu z Seattle. Poważnych propozycji było kilkanaście z czołową w postaci Metropolitans, jako nawiązanie do legendarnego zespołu z tego miasta, który jako pierwszy z USA zdobył Puchar Stanleya, co miało miejsce w 1917 roku. Ostatecznie wybrano Kraken i okazało się to trafnym posunięciem. Wszystko, co ma emblemat klubu sprzedaje się jak świeże bułeczki. Potwór rządzący wodami zatoki Puget przyjęty został z wielką sympatią, ale i wiarą, że będzie siał grozę w szeregach rywali. Kolorystyka klubu to różne odcienie niebieskiego i granatu oraz soczysta i wyrazista czerwień. Sukces sportowy odległy, ale nie niemożliwy Zadbano już o najdrobniejsze szczegóły. Głosem klubu, który będzie się rozlegał przy transmisjach telewizyjnych został Everett Fitzhugh, a jego osoba przedstawiono jako pierwszego czarnoskórego telewizyjnego prezentera-komentatora klubu NHL w historii. O przygotowanie fizyczne zawodników zadba Gary Roberts, były hokeista tej ligi, a dziś guru w dziedzinie fitness. To niesamowicie doświadczony trener, mający na rozkładzie pracę w wielu klubach NHL. Sukces sportowy? O to może być w pierwszym roku istnienia ciężko, ale nie jest to niemożliwe. Udowodnili to wspomniani Złoci Rycerze z Vegas. Zespół z Nevady jest stałym uczestnikiem fazy play-off, a w swoim debiucie bawił się w lidze do samego końca. Zbieranina zawodników z całej NHL dotarła do wielkiego finału, choć nikt na nich nie stawiał. Czemu to samo nie mogłoby spotkać Krakena? Jedno jest pewne. Czy Francis tego chce, czy nie, będzie nieustannie musiał się mierzyć z porównaniami do swojego odpowiednika z Vegas. George McPhee wytyczył drogę, która powinna być podręcznikiem dla każdej nowej drużyny w NHL. Nauka płynąca z tej księgi jest trudna do skopiowania. MR