"Złoci Rycerze" w NHL występują pierwszy sezon. Zdaniem zdecydowanej większości ekspertów mieli być najsłabszą ekipą, a tymczasem sezon zasadniczy zakończyli na trzecim miejscu na Zachodzie. Skład klubu z Las Vegas został skompletowany w czerwcu ubiegłego roku. Jego włodarze z każdej istniejącej już drużyny musieli wybrać jednego zawodnika. Jednocześnie jednak wszystkie zespoły przedstawiały listę maksymalnie 11 "nietykalnych" zawodników. Odebrać nie wolno im było również hokeistów o stażu krótszym, nie przekraczającym dwóch lat. Powiedzieć, że Golden Knights złożeni są z graczy niechcianych w innych klubach byłoby nadużyciem, ale z pewnością nie byli oni w nich najważniejsi. Razem stworzyli za to wyjątkową mieszankę. Choć rywalizację z Kings zakończyli już po czterech spotkaniach, to każde było bardzo wyrównane i kończyło się różnicą zaledwie jednego gola - kolejno: 1:0, 2:1 (po dwóch dogrywkach), 3:2 i ponownie 1:0. Bohaterem "Złotych Rycerzy" był Marc-Andre Fleury. 33-letni bramkarz w dorobku ma trzy Puchary Stanleya wywalczone z Pittsburgh Penguins. Ze 130 strzałów w spotkaniach z "Królami" obronił 127. - Wiedziałem, że wybierając Marca zyskujemy prawdziwą gwiazdę. Jego doświadczenie z meczów o stawkę oraz spokój udzielały się innym zawodnikom. Kings wywierali na nim duże ciśnienie, ale on wszystko wytrzymał - podkreślił trener Gerrard Gallant. - Po prostu staramy się robić to, co każda inna drużyna. Wyjeżdżamy na lód i walczymy o zwycięstwo - powiedział Fleury. Kolejnym rywalem Golden Knights będzie lepszy w parze San Jose Sharks - Anaheim Ducks (3-0). Jeszcze tylko jednej wygranej brakuje hokeistom Winnipeg Jets. Minionej nocy wygrali na wyjeździe z Minnesota Wild 2:0 i prowadzą 3-1. Stratę zmniejszyła natomiast ekipa Washington Capitals. Po dwóch dogrywkach pokonała na wyjeździe Columbus Blue Jackets 3:2 i przegrywa już tylko 1-2.