Hokeiści Anaheim Ducks wykorzystali atut własnej hali i walkę w finale Konferencji Zachodniej ligi NHL rozpoczęli od zwycięstwa z Chicago Blackhawks 4-1.
W tegorocznych play-offach jeszcze nikomu nie udało się pokonać "Kaczorów", gdy te pierwsze strzelały gola. W sezonie zasadniczym także grało im się świetnie, gdy pierwsi obejmowali prowadzenie (36-5-6).
Świetnie spisał się bramkarz "Kaczorów" Frederik Andersen. 25-letni Duńczyk obronił 32 strzały, choć trzeba przyznać, że "Czarne Jastrzębie" nie miały najlepiej wyregulowanych celowników.
Andersen szczególnie dużo pracy miał w pierwszej tercji, w której goście 16-krotnie celnie strzelali na jego bramkę. Zepchnięci do defensywy Ducks skuteczną kontrę wyprowadzili w dziewiątej minucie, kiedy na listę strzelców wpisał się Szwed Hampus Lindholm.
Na początku drugiej tercji prowadzenie gospodarzy podwyższył Kyle Palmieri. W 40. minucie kontaktową bramkę zdobył Brad Richards, ale tego dnia przyjezdnych z Chicago na więcej nie było stać. W ostatniej odsłonie zwycięstwo Ducks przypieczętowali Nate Thompson i Szwed Jakob Silfverberg, który trafił do pustej bramki.
- Kiedy widzisz, że twój bramkarz z olbrzymim spokojem broni każdy strzał, to nie pozostaje ci nic innego, jak samemu się uspokoić i zacząć robić swoje - podkreślił Thompson.
- Na początku meczu wydawało mi się, że czujemy się dobrze i wszystko skończy się po naszej myśli. Ducks jednak byli bardzo cierpliwi. Przetrzymali nasz napór, a potem przejęli inicjatywę - przyznał napastnik Blackhawks Brandon Saad.
Mecz numer dwa we wtorek, także w Anaheim. Natomiast w Konferencji Wschodniej New York Rangers prowadzą z Tampa Bay Lightning 1-0.
(stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw - 1-0 dla Ducks)