"Królowie", którzy przystępowali do play off, jako ósma drużyna Konferencji Zachodniej, wspaniale spisują się w tej fazie rozgrywek. Za każdym razem obejmowali prowadzenie w serii 3-0, co nie udało się wcześniej żadnej drużynie, odkąd 25 lat temu wprowadzono system do czterech zwycięstw. W poniedziałek po raz kolejny bohaterem został Jonathan Quick, bramkarz ekipy z Los Angeles. Obronił 22 strzały rywali i zanotował trzeci w tegorocznym play off mecz bez puszczonego gola, co jest rekordem klubu. Quick ma w play off najwyższą średnią obronionych uderzeń (0,947) i najmniejszą średnią puszczonych goli (1,44). - On był niesamowity. Udowodnił swoją wartość. On był naszym najlepszym graczem w sezonie regularnym i jest w fazie play off - powiedział Dustin Penner, lewoskrzydłowy Kings. Bramki dla gospodarzy zdobyli: Alec Martinez (26. minuta), Anże Kopitar (36.), Jeff Carter (45.) i Justin Williams (47.). Te dwie ostatnie padły w przewadze. Mimo wysokiego prowadzenia hokeiści z Los Angeles, nie są jeszcze pewni zdobycia Pucharu Stanleya, który byłby pierwszym w ich historii. - Najlepiej wyraził to trener Darryl Sutter: "Nie dostaniecie niczego za darmo". Dlatego czwarte spotkanie będzie najtrudniejsze - stwierdził obrońca Willie Mitchell. Wśród 18 764 widzów fetujących sukces Kings był także znakomity piłkarz, zawodnik Los Angeles Galaxy Anglik David Beckham. Finał Pucharu Stanleya: Los Angeles Kings - New Jersey Devils 4-0 (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw: 3-0 dla Kings)