Bohaterem w ekipie gospodarzy był bramkarz Tim Thomas, który obronił 38 strzałów rywali, zaliczając trzeci pojedynek z czystym kontem w play off. Dwa gole dla "Niedźwiadków" strzelił natomiast Rich Peverley. Zespół z Bostonu przegrał dwa pierwsze mecze serii rozgrywane w Vancouver, ale na własnym lodzie pokazał klasę. W spotkaniu numer trzy hokeiści gospodarzy wbili przecież przeciwnikom aż osiem bramek! - Nauczyliśmy się przez cały sezon, że przegrane mecze należy zostawić za sobą. Myślę, że między spotkaniem numer dwa i trzy wykonaliśmy w tym zakresie dobrą pracę - powiedział Thomas, który w czterech finałowych pojedynkach obronił 146 strzałów, puszczając tylko pięć goli. W środę "Niedźwiadki" wyszły na prowadzenie w 12. minucie po trafieniu Peverleya. W drugiej tercji bramki dołożyli Michael Ryder i Brad Marchant, a w 44. minucie wynik ustalił ponownie Peverley. Po tym golu miejsce w bramce Canucks zwolnił Roberto Luongo, którego zastąpił Cory Schneider i wybronił wszystkie dziewięć strzałów. To był emocjonalny wieczór w TD Garden. Pamiętano o Nathanie Hortonie, który nie mógł zagrać z powodu wstrząśnienia mózgu doznanego na początku meczu numer trzy. Zaczęło się od flagi z jego nazwiskiem i numerem, którą przed środowym spotkaniem wymachiwał Bobby Orr, jedna z legend Bruins i trwało przez cały pojedynek, na który kibice przyszli w jego koszulkach. W trzeciej tercji fani skandowali nazwisko Hortona, a sam zawodnik pojawił się w szatni po meczu, by cieszyć się ze zwycięstwa. Teraz seria wraca do Kanady, spotkanie numer pięć w piątek w Vancouver. Finał Pucharu Stanleya: Boston Bruins - Vancouver Canucks 4-0 (1-0, 2-0, 1-0) Bramki: Peverley (12. i 44.), Ryder (32.), Marchand (34.). (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw - 2-2) Zobacz skrót meczu: