Kamil Hynek, Interia: Gdzie obecnie przebywasz, kiedy dostaniesz wizę i wrócisz na ostatnią fazę przygotowań do Polski? Siergiej Łogaczow, zawodnik ROW-u Rybnik: Teraz jestem we Władywostoku, realizuje swój cykl treningowy. Zostało jeszcze trochę czasu do początku sezonu, ale już trwają prace nad uzyskaniem niezbędnych dokumentów wizowych. Myślę, że szybko uda mi się załatwić wszystkie formalności, a w waszym kraju planuję być mniej więcej pod koniec lutego. Na filmikach w twoich mediach społecznościowych widać, że na rzuciłeś sobie ostry reżim treningowy. Przez chwilę zastanawiałem się, czy zamiast do sezonu żużlowego nie szykujesz się przypadkiem do występu na gali MMA? - Po prostu uwielbiam uprawiać sport. Muszę być w ciągłym ruchu. Nie znoszę nudy, dlatego mnóstwo czasu poświęcam na aktywność fizyczną. Na co dzień ćwiczę w hali sportowej, jeżdżę na nartach, na motocyklach. Poza tym gram w tenisa. Lubię poeksperymentować, popróbować nowych rzeczy, dlatego staram się, aby ten trening był jak najbardziej urozmaicony. Kiedyś głośno było o tym, że zawodnicy przygotowujący się do startu rozgrywek we własnym zakresie, najczęściej chodziło o zagraniczny trzon drużyny, byli monitorowani przez Krzysztofa Mrozka na odległość. Prezes wiercił im dziurę w brzuchu, by ci na bieżąco wysyłali mu zdjęcia, filmiki ze swoich przygotowań. Dalej jesteście pod stałym nadzorem? - Jeśli chodzi o mnie, to mam czyste sumienie (śmiech). Gdyby ktoś z klubu zapytał mnie, lub zostałbym poproszony o przedstawienie "materiału dowodowego", nie robiłbym najmniejszego problemu. Telefon jest przepełniony fotkami i nagraniami z sali. Wnioski po zeszłym, średnio udanym, debiutanckim sezonie w PGE Ekstralidze wyciągnięte? - Zrobiłem małe podsumowanie i jestem teraz mądrzejszy. Na pewno jednak nie żałuję decyzji o tym, że spróbowałem PGE Ekstraligi. To było moje marzenie, nawet jeżeli ryzykowałem skok na głęboką wodę. Zdawałem sobie sprawę z poziomu trudności tej misji. Ale wiele się w 2020 roku nauczyłem, dostałem nowy impuls. Rozwinąłem się, zdobyłem doświadczenie, zwłaszcza w jeździe na różnych torach. Z całą odpowiedzialnością mogę też powiedzieć, że wskoczyłem na wyższy poziom. Marzyłeś o współpracy z trenerem Markiem Cieślakiem. I proszę, mówisz - masz. Dlaczego tam bardzo chciałeś trafić do drużyny przez niego prowadzonej? - Pan Marek jest znakomitym fachowcem, co udowadnia pokaźna kolekcja medali w jego CV, czy to z reprezentacją, czy z zespołami klubowymi. Wcześniej był ponadto bardzo znanym zawodnikiem więc doskonale czuje ten sport. Wierzę, że nauczę się przy nim czegoś nowego oraz pokaże mi główne błędy, które powinienem wyeliminować w pierwszej kolejności. Na pewno rozmawiałeś już ze szkoleniowcem. Co ci przekazał na dzień dobry? - Pogadaliśmy trochę przez telefon. Od razu przeszliśmy do tematów rowerowych (śmiech). Menedżer udzielił mi pakietu cennych wskazówek, które zamierzam sobie wziąć do serca. Kilka z nich już wykorzystuje w treningu. Ostatnio było trochę kombinowania z torem. Uważasz, że Marek Cieślak jest gwarantem jego powtarzalności? - Wydaje mi się, że trener będzie szedł za głosem zawodników. Wysłucha co mają do powiedzenia w tej kwestii, a potem przygotuje go tak, żeby nam pasował. Twardy, miękki, mnie to obojętne, najważniejsze, żeby warunki sprzyjały nam, żebyśmy byli szybcy. Potwierdziłeś, że wyciągnąłeś garść wniosków po 2020 roku, ale i prezes bił się niedawno w pierś. Po opasłej kadrze nie ma śladu, koniec z Grand Prix Rybnika o miejsce w składzie. Zespół jest uszyty na miarę. - Super, dla nas żużlowców, to fantastyczna informacja. Mam nadzieję, że w zbliżającym się sezonie, rozpocznę pierwsze jazdy na torze z czystą głową i bez zbędnych nerwów. Będzie czas, miejsce na doszlifowanie techniki oraz eksperymenty z silnikami. Trzeba również dodać, że w drużynie doszło do rewolucji. Z ekipy, która z hukiem zleciała z PGE Ekstraligi ostał się pan i juniorzy. - Nie będę oceniał kolegów i nawet nie chodzi o to, że nie wypada, tylko wszyscy prezentują wyrównany, wysoki poziom. Najistotniejsze, abyśmy znaleźli wspólny język, a potem zachwycali i zasypywali naszych wspaniałych kibiców serią zwycięstw. A czy z perspektywy czasu skusiłbyś się na opinię, że wasz spadek był nieunikniony? - Sezon otwieraliśmy z ogromnymi nadziejami. Każdy w tabeli zaczynał od zera więc byliśmy naładowani optymizmem. Później odrobinę się pogubiłem. Wynikało to z małej liczby występów, brakowało wyścigów. Nie potrafiłem złapać rytmu meczowego. Inne ligi były praktycznie pozamykane, nie było gdzie się odbić. Na dodatek stadiony, na których przyszło mi startować były dla mnie kompletną nowością. Kłopoty się nawarstwiały No, ale to już na szczęście historia. No dobrze, PGE Ekstraligi trochę cię zweryfikowała, ale powiedzmy sobie szczerze, akurat w tym roku eWinner 1. Liga wcale nie będzie od niej odstawać. W związku z przepisem o U24 klasę niżej zeszło parę ciekawych i uznanych nazwisk. - Będzie się z kim pościgać. Rywalizacja na zapleczu dawno nie zapowiadało się tak interesująco. Nie ma jednego murowanego faworyta do awansu i kandydata na czerwoną latarnię. Pewnie wiele ekip będzie miało do nas zupełnie inne podejście. Proszę jednak pamiętać, że Rekin jest minionego sezonu na głodzie wygranych. A tak szczerze, miałeś przez chwilę moment zwątpienia, kiedy siedziałeś na ławie, że może pora się z Rybnika zawijać? Żałowałeś, iż podpisałeś z ROW-em dwuletni kontrakt? - Przyrzekam, że ani raz nie przemknęła mi taka myśl. My sportowcy rozumiemy, że taki jest sport. Czasem okrutny i brutalny. Konkurencja jest czymś naturalnym, kto jest danego dnia szybszy, występuje w zawodach. Naszym zadaniem jest pracować i próbować szukać rozwiązań, które pozwolą nam odzyskać równowagę i zaufanie trenera. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź