Daria Pogorzelec długo nie podnosiła się z maty, aż sędzia podszedł zobaczyć, czy wszystko z nią jest w porządku. Dopiero wtedy wstała. - Boże, jak ja spojrzę w oczy trenerowi? - powiedziała nam. - Przegrałam z kontuzjowaną Węgierką. Ta jej kontuzja bardzo mnie zdekoncentrowała. Gdy widziałam ją utykającą, do końca nie byłam pewna, czy przystąpi do walki, więc nie wiedziałam nawet, czy się rozgrzewać, czy się nie rozgrzewać. Później w trakcie walki, szczerze mówiąc, nie wiedziałam jak się zachować. Powinnam skopać jej tą nogę, żeby się poddała, płakała, ale ciężko mi to przychodziło. "Ojej, ją boli noga" - w ten sposób myślałam kilka razy. Obudziło się we mnie dziecko. Czułam się nawet poniżona, że ona kuleje, a ja się z nią biję. To było bardzo niefajne - kręciła głową Daria. Pogorzelec pojechała na igrzyska dzięki temu, że Katarzyna Kłys zwolniła jej miejsce awansując dzięki wysokiemu rankingowi światowemu. - Przed startem w Londynie to siódme miejsce wzięłabym w ciemno, ale teraz czuję olbrzymi niedosyt - nie ukrywała Daria. - Ta porażka jeszcze do mnie nie dotarła, czuję emocje, udzielam wywiadów. Ale przyjdą łzy i depresja, czeka mnie ciężka noc. Będę musiała porozmawiać z psychologiem. Pogorzelec i tak spisała się nieźle zważywszy na fakt, że od pół roku ma zerwane więzadła krzyżowe! - W styczniu je zerwałam i czeka mnie operacja, tuż po igrzyskach. A potem pół roku przerwy, rehabilitacja. Na matę wrócę dopiero w styczniu, zatem nie będzie okazji do szybkiego rewanżu - żałuje Daria. Na co dzień jest fanką żużla, drużyny Lotosu/Wybrzeża Gdańsk. Z hali Excel Michał Białoński