Gdy odczytano trzecią kartę, Anglik wydawał się zawiedziony, natomiast na twarzy Amerykanina pojawił się szeroki uśmiech. Bo on też wiedział, iż pomimo dwóch dodatkowych punktów za nokdauny w dziewiątej oraz dwunastej rundzie, istniało spore zagrożenie, że arbitrzy orzekną zwycięstwo pretendenta.- Jestem wojownikiem. Wilder bije strasznie mocno, ale ja unikałem tych uderzeń. Nie mam zamiaru deprecjonować jego osiągnięć, to wielki mistrz, jednak świat wie jak było naprawdę. To ja wygrałem ten pojedynek i pas WBC powinien powędrować do mojego domu. Po nokdaunie pokazałem serce do walki, bo dziś boksowałem właśnie sercem. Na sto procent dojdzie do naszego rewanżu, choć teraz chcę po prostu wrócić po długiej przerwie do domu i spędzić święta z rodziną. Wiedzcie jednak, że dziś spotkało się dwóch najlepszych pięściarzy świata w wadze ciężkiej. Anthony Joshua to przestraszony kurczak. Eddie Hearn, gdzie jesteś? Joshua, gdzie jesteś? - ironizował "Król Cyganów". Bo przecież Eddie Hearn, promotor Anthony'ego Joshuy (22-0, 21 KO), niemal do końca zarzekał się, że nie dojdzie do tej walki i w ostatniej chwili Fury zgłosi jakąś kontuzję.- Dojdzie do rewanżu, a wtedy go dopadnę. Dziś momentami zbytnio się podpalałem, ale i tak uważam, że z tymi nokdaunami zasłużyłem na wygraną - przyznał Wilder, dla którego była to ósma skuteczna obrona tytułu World Boxing Council.- Wilder jest chyba najmocniej bijącym zawodnikiem w historii boksu, jednak przeciwstawiłem mu swój hart ducha i serce do walki. Większość mnie skreślała. Miałem to przegrać w niecałą rundę. Tak samo zresztą mówiono przed moją wyprawą do Niemiec na starcie z Władimirem Kliczką. Nie jestem zadowolony z tego remisu, lecz pozostanę profesjonalistą i nie będę płakał nad rozlanym mlekiem. Obaj wracamy zdrowi do swoich rodzin, a to przecież najważniejsze. Mimo wszystko szkoda, bo to ja powinienem dziś zwyciężyć - dodał Fury.