Pracę w Kielcach rozpoczął po skończeniu Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Mógł zostać na uczelni, ale otrzymał propozycję szkolenia grup młodzieżowych w klubie ze stolicy regionu świętokrzyskiego. Przeszedł w nim wszystkie szczeble, od treningów z młodzieżą do pracy z pierwszym zespołem. Spędził tu w sumie 27 lat."Często na ulicy ktoś mi mówi +dzień dobry+ i okazuje się, że to mój były uczeń. Niektórzy moi wychowankowie już dawno skończyli grać w piłkę ręczną. Jeśli jednak nawet nie zostali zawodnikami czy trenerami, to sport ukształtował ich charakter i teraz radzą sobie jakoś w życiu" - podkreślił Strząbała, który jest synem Edwarda Strząbały, legendy świętokrzyskiej piłki ręcznej, który 25 lat temu zdobył z kieleckim klubem pierwsze mistrzostwo Polski."Nigdy nie pracowałem na tak odpowiedzialnych stanowiskach jak ojciec. Dla niego piłka ręczna była jedyną i największą pasją. Nic oprócz tego się nie liczyło, klub zawsze był najważniejszy. Jego podopieczni do dzisiaj go wspominają, tak jakby był także ich ojcem" - przyznał kielecki szkoleniowiec, który przez ostatnie dziesięć był asystentem najpierw Bogdana Wenty, a później Tałanta Dujszebajewa. Obaj słyną z dosyć wybuchowego charakteru, przy nich Strząbała wyglądał jak uosobienie spokoju."Ludzie w pracy powinni się uzupełniać. Jeden jest ekspresyjny, to drugi powinien być przynajmniej trochę spokojniejszy. Od obydwu trenerów czegoś się nauczyłem, to była doskonała szkoła życia. Zdobyte doświadczenie zamierzam teraz wykorzystać w samodzielnej pracy" - zaznaczył Strząbała, który z sentymentem wspomina decydującą walkę o mistrzostwo Polski w 2009 roku z drużyną Wisły Płock."Wtedy graliśmy do trzech wygranych spotkań. Oni prowadzili 2:1 i czwarty mecz był w Płocku. Rywale mieli już wszystko przygotowane do świętowania sukcesu, zarezerwowane były już nawet lokale. To my jednak zwyciężyliśmy, a w Kielcach wygrywając piąty pojedynek zdobyliśmy tytuł. Nigdy tego nie zapomnę" - zapewnił trener, który wrócił także pamięcią do finału Ligi Mistrzów z węgierskim Veszprem w 2016 roku."Na kwadrans przed końcem przegrywaliśmy dziewięcioma bramkami, a rywalom wychodziło praktycznie wszystko. Ale wtedy węgierski zespół kompletnie stanął w miejscu, a my zdobywaliśmy kolejne bramki i doprowadziliśmy do dogrywki, a później wygraliśmy po rzutach karnych. To najbardziej szalony mecz, w którym brałem udział" - dodał Strząbała, u którego cztery lata temu zdiagnozowano raka układu krwiotwórczego."To były najbardziej dramatyczne chwile w moim życiu. Nigdy nie zapomnę tej akcji pomocy dla mnie, otrzymałem od wielu ludzi ogromne wsparcie. Teraz im wszystkim mogę powiedzieć tylko +bardzo dziękuję+. Mam silny charakter, ale bez tego wsparcia byłoby mi zdecydowanie trudniej. Mówi się, że po iluś tam latach choroba może się odnowić, ale mam nadzieję, iż już nie wróci. Teraz jestem już zdrowy i dlatego zdecydowałem się na pracę w Kwidzynie" - powiedział Strząbała, który z klubem z województwa pomorskiego podpisał dwuletni kontrakt."Kielce to mój dom i decyzja o wyjeździe nie była łatwa. W klubie teraz wszystko się zmienia i musiałem sobie poszukać nowego miejsca. Zamykam ten długi rozdział w moim życiu, teraz trzeba szukać gdzie indziej nowych wyzwań" - podsumował szkoleniowiec.