W polskim tenisie nie ma recepty na sukces. Czy lepiej trenować w Polsce i liczyć na sponsora albo Polskiego Związku Tenisowego? Czy jednak powinno się wyjechać, by trenować zagranicą? Brać trenera obcokrajowca, czy polskiego? Trzymać się tego samego szkoleniowca przez całą karierę? Jak to wyglądało w przypadku trójki uczestniczek tegorocznego US Open? Iga Świątek jako juniorka miała sponsorów, ale potem miała trudniej niż rywalki Talent Igi Świątek objawił się bardzo wcześnie. Była numerem 1 w kategoriach juniorskich w Polsce, choć nie wygrywała wszystkich turniejów. Wcześniej zaczęła odnosić sukcesy międzynarodowe. Zdobywała medale mistrzostw Europy, dochodziła daleko w nieoficjalnych mistrzostwach świata w różnych kategoriach wiekowych. Jako 15-latka w 2016 roku przyczyniła się do zwycięstwa w juniorskiej edycji Pucharu Federacji i w tym roku od zwycięstwa zaczęła karierę zawodową, zwyciężając w turnieju ITF w Sztokholmie. Szła jak burza. Przede wszystkim o jej tenisowy rozwój zadbali rodzice Dorota i Tomasz Świątkowie, ale dosyć wcześnie zaopiekowali się nią sponsorzy, kluby. Poznali się na jej talencie. Odkąd Świątek znalazła się w Warsaw Sports Group w 2016 roku miała praktycznie wszystko, czego potrzebuje do rozwoju tenisista - rozbudowany sztab szkoleniowy, opłacaną przez agencję bazę treningową (głownie na kortach Legii), możliwości wyjazdów na najważniejsze turnieje zagraniczne (amerykańskie tournée w 2018 roku). WSG zainwestowało w tę wschodzącą gwiazdę polskiego tenisa. Idze Świątek zostały zapewnione podobne warunki jak 16-letnia Agnieszka Radwańska, w którą po sukcesach w J&S Cup zainwestował Prokom. Ale aby tak się stało musiałyby być talent i wyniki. Obie zawodniczki je miały. Jeszcze pod skrzydłami WSG obecna liderka rankingu wygrała juniorski Wimbledon w 2018 roku. Przed ukończeniem 18. roku życia opuściła jednak agencję i poszła własną drogą. Interesujące jest to, że obecna liderka rankingu podobnie jak i Radwańska zawsze korzystała z polskich trenerów (Michał Kaznowski, Piotr Sierzputowski, Tomasz Wiktorowski) i rezygnowała z propozycji wyjazdów do zagranicznych akademii tenisowych i - aż do ubiegłego roku - podpisania kontraktów ze słynnymi agencjami menedżerskimi. Z tego powodu długo nie było łatwo, bo nie dostawała "dzikich kart" jak jej rówieśniczki z zagranicy. Musiała przedzierać się przez eliminacje wielkich turniejów, w tym Wielkich Szlemów. Ale była na tyle dobra, że w pierwszej setce rankingu znalazła się już jako 18-latka - w czerwcu 2019 roku. Późniejsza historia najlepszej obecnie tenisistki jest już dobrze znana. Iga Świątek była bezwzględna. Pierwszy mecz trwał poniżej godziny Magda Linette postawia na zagranicznych trenerów Magda Linette w pierwszej setce WTA zadebiutowała mając 23 lata, w czerwcu 2015 roku. Jak widać było jej dużo trudniej przedzierać się do czołówki niż Świątek. Mimo że w 2006 roku poznanianka wygrała mistrzostwo Europy do lat 14 a potem była drużynową wicemistrzynią Europy do lat 16 nie miała tak przebojowej kariery jak Świątek. Już w Polsce, u progu kariery, napotkała na wielkie trudności. Wielką pomoc dostała od Grunwaldu Poznań. Jej ojciec i trener, Tomasz wspominał później, że gdyby nie wsparcie od tego klubu być może nie stać by było ich na grę w tenisa. Linette błyszczała najpierw w turniejach ITF, najniższej tenisowej rangi. Pierwszym znaczącym sukcesem w WTA był finał w Tokio w 2015 roku, w którym uległa Yaninie Wickmayer. Potem awansowała na 64. pozycję w rankingu, przez długi czas najwyższą w karierze. Później balansowała między 50., a 100. miejscem. Do top 50 awansowała w drugiej połowie 2019 roku. Wtedy też wygrała pierwszy z dwóch turniejów WTA - w Nowym Jorku (wygrany finał z Camilą Giorgi). 31-letnia dziś tenisistka eksperymentowała. Aby poprawić swoją grę wyjeżdżała do ośrodków treningowych w Chorwacji, Chinach. Często zmieniała trenerów. Pierwszym był Tomasz Linette, potem Jakub Rękoś, a następnie Chorwat Izudin Zunić, Dawid Celt, kolejny Chorwat Nikola Horvath, Brytyjczyk Marc Gellard, do którego dziś wróciła i z którym osiągnęła największy sukces - półfinał Australian Open. Magda Linette dopełniiła dzieła. Trójka Polek w drugiej rundzie US Open Magdalenę Fręch jeden z ekspertów spisał na straty Magdalenę Fręch niektórzy "eksperci" spisali jakiś czas na straty. Jeden z nich nie tak dawno powiedział, że łodzianka nic już nie osiągnie. Tenisistka do dziś z nim nie rozmawia. Ona sama też była bliska załamania. Kontuzja nadgarstka dwa lata temu nie pozwoliła jej na grę przez kilka miesięcy. Spadała w rankingu i cały czas walczyła z bólem. Mimo że zajmowała miejsce w drugiej setce rankingu WTA była na tyle nieznana, że kiedy przyjechała do Warszawy jej trener nie mógł znaleźć sparingpartnera. Tymczasem regularnie gra w Wielkich Szlemach, poprawia swoją pozycję rankingową. W czerwcu była 68., teraz zajmuje 77. miejsce w WTA. Jest już w drugiej rundzie US Open. Miała bardzo dobry sezon na trawie. To są dla Fręch znaczące wyniki. Jako juniorka nie odnosiła takich sukcesów jak Linette, a tym bardziej Świątek. Mozolnie przebijała się w rankingu WTA. W pierwszej setce po raz pierwszy pojawiła się w 2021 roku, w wieku 24 lat. - Jedne tenisistki szybciej się rozwijają, drugie wolniej. Są takie, które mają ogromne możliwości, ale dłużej trwa ich rozwój - tłumaczyła odmienności w tenisowym rozwoju, w rozmowie z Interią. Magdalena Fręch zagrała trzy sety. Potem wielki wybuch radości Ale u Fręch, bardziej niż u dwóch słynnych polskich tenisistek, widać upór w dążeniu do celu. Nigdy się nie załamywała mimo braku wyników i nie szukała gwałtownych rozwiązań. Od początku kariery pracuje z tym samym trenerem - Andrzej Kobierskim. Tak też można wedrzeć się do tenisowej czołówki. Olgierd Kwiatkowski