We wtorek 5 września do walki o półfinał mistrzostw świata stanęły drużyny Serbii oraz Litwy. Z perspektywy fanów basketu miało to być niezwykle interesujące starcie i jak się okazało, przedmeczowe przewidywania okazały się trafne. Gracze obu reprezentacji byli zmotywowani, by zameldować się w fazie medalowej i swoją determinację przełożyli na boiskowe poczynania. Początek spotkania był w wykonaniu obu drużyn niezwykle intensywny. Zarówno Serbowie, jak i Litwini zaprezentowali zgromadzonym fanom wachlarz swoich możliwości ofensywnych. Wraz z kolejnymi akcjami to podopieczni Kazysa Maksvytytisa odskoczyli rywalom, korzystając ze swojej najmocniejszej broni, jaką był rzut trzypunktowy. W pierwszych minutach nasi wschodni sąsiedzi dosłownie "rozstrzelali" Serbów, którzy nie mieli odpowiedzi na snajperskie popisy Jonasa Valanciunasa i spółki. Podopieczni Svetislava Pesicia nie zamierzali jednak odpuszczać, bardzo chętnie finalizując swoje akcje spod kosza, gdzie musieli się mierzyć z postawnymi defensorami litewskiej ekipy. Zza łuku niezwykle niecelny był zawodowy "strzelec" Bogdan Bogdanović, który początkowo miał lekkie problemy, by wejść na swój odpowiedni poziom. Mimo wszystko wykonywał tytaniczną pracę dla swojego zespołu, będąc czołową postacią w przeciągu całego spotkania. Jeremy Sochan spotkał się z kibicami. Co za sceny w stolicy. Polacy oszaleli Nawet pomimo wielu niewymuszonych strat Litwini mogli się cieszyć z prowadzenia, wykreowanego dzięki wyśmienitej skuteczności zza łuku. Ostatecznie po pierwszej kwarcie prowadzili 25:24. O tym, że rzut za trzy punkty stanowi lwią część ofensywnego repertuaru naszych sąsiadów, dobitnie świadczył fakt, że w pierwszej kwarcie oddali oni siedem takich prób, z czego aż pięć z nich było skutecznych. Z kolei Serbowie aż 20 z 24 "oczek" zdobyli z "pomalowanego". Początek drugiej odsłony wyglądał zupełnie inaczej, bo to gracze z Bałkanów od pierwszej akcji starali się narzucić rywalom swój styl gry. Siłowa gra w obronie, a także skuteczny atak sprawił, że odrobili oni niewielką stratę, wychodząc na kilkupunktowe prowadzenie. Sensacyjna wpadka obrońców tytułu. "Czarny koń nie przestaje zadziwiać" W dalszym ciągu problemem Litwinów były straty, które raz za razem napędzały zabójcze kontrataki Serbów. Widoczna indolencja ofensywna naszych wschodnich sąsiadów pogłębiła się w dalszej części drugiej partii, co doprowadziło do zwiększenia przewagi do 6 punktów. W dalszej fazie meczu do gry wrócił Bogdan Bogdanović, który w końcu przypomniał sobie, co potrafi robić najlepiej. "Trójka" dająca 41. punkt sprawiła, że szkoleniowiec Litwinów był zmuszony poprosić o przerwę. Skrzydłowy Atlanty Haws wszedł na wyżyny swoich umiejętności, popisując się niezwykłą skutecznością w ataku. Tuż przed końcem akcji swojej drużyny zamknął rywalizację w pierwszej połowie genialnym rzutem za trzy. Ostatecznie na przerwę to Serbowie schodzili z przewagą jedenastu punktów, prowadząc 49 - 38. Serbowie zdemolowali bezradnych Litwinów. Będą walczyć o medale mistrzostw świata Trzecią kwartę lepiej otworzyli Litwini, którzy rozpoczęli zmagania od celnej "trójki". Dobry początek nie przełożył się jednak na dalsze poczynania zawodników trenera Maksvytytisa, którzy nie byli w stanie przeciwstawić się świetnie grającym Serbom. Prym w tej partii wiódł Nikola Jović, na co dzień występujący w barwach Miami Heat. 20-letni koszykarz był nie tylko skuteczny, ale też wcielał się w rolę rozgrywającego, solidnie kreując pozycje swoim kolegom, jak również umiejętnie nadając tempo ich akcji. W pewnym momencie przewaga podopiecznych doświadczonego Pesicia wzrosła nawet do szesnastu punktów, powodując spore zaniepokojenie sztabu szkoleniowego Litwy. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy były liczne straty, które raz za razem napędzały kontrataki kadry Serbii. Umiejętne ustawienie w defensywie, a także mocna presja na rozgrywającym Litwy sprawiły, że nasi sąsiedzi nie byli w stanie nawiązać równorzędnej rywalizacji. Scenariusz nie zmienił się również w ostatniej partii, którą znacznie lepiej otworzyli Serbowie, którzy znaleźli receptę na trzypunktowe rzuty Litwinów, kompletnie pozbawiając rywali tego atutu. Na pokaźną przewagę koszykarzy z Bałkanów złożyła się również konsekwentna gra w ataku. Na szczególną pochwałę zasługuje postawa Filipa Petruseva, który w czwartej kwarcie wszedł na wyżyny swoich umiejętności, dobijając bezsilnych Litwinów. W pewnym momencie przewaga graczy Svetislava Pesicia wynosiła niebagatelne 25 punktów, które na sześć minut przed końcem meczu wydawały się nie do odrobienia. Wraz z ostatnią syreną to Serbowie mogli się cieszyć z okazałego zwycięstwa 87:68, a w konsekwencji awansu do półfinału mistrzostw świata. Ekipa z Bałkanów czeka na rywala, z którym przyjdzie im się zmierzyć w walce o medale. Bogdan Bogdanović i spółka zagrają z wygranym z pary Słowenia - Kanada.