- Owszem, w trzecim secie prowadziłam 3:1, ale miałam przewagę tylko jednego przełamania. Czasem na trawie to jest dużo, ale nie tym razem - tłumaczyła Radwańska. - W kilku ważnych momentach zagrałam nie takie piłki, jak powinnam i w ten sposób mecz zaczął się wymykać z rąk, a nadrobić się później nie da. Tym bardziej że rywalka była nastawiona na szybkie zakończenie akcji, grała na jeden "strzał", który często jej wchodzi w kort. Jeśli rywalce taka gra się udaje, to na śliskiej trawie ciężko nadążyć za szybkimi piłkami. "Isia" nie zgadza się z takim postawieniem sprawy, że już w momencie wyjścia na kort sprawiała wrażenie z góry przegranej. - Nie można tak powiedzieć, ja tak się nie czułam. Owszem, wiedziałam, że miałam ciężkie losowanie - trafiłam przecież na zawodniczkę, z którą ostatnio grałam dopiero w finale dużego turnieju, ale z pewnością nie czułam się z góry przegrana. Byłam gotowa na ciężki mecz i taki on był - podkreśla Agnieszka mówiąc o trwającym ponad dwie godziny i 22 minuty pojedynku. - Mecz można wygrać nawet wtedy, gdy się przegrywa 1:5. "Isia" dodała, że nawierzchnia kortu była niezbyt równa, ale podkreśliła, że nie było to przyczyną porażki. - Zwłaszcza na końcach kortu trawa była sfatygowana, piłka nie odbijała się od niej równo, ale nie zamierzam na to zwalać winy za porażkę. Warunki dla każdej z nas były takie same. Tak samo fakt, że dach był rozłożony nad kortem nie miał wpływu na moją grę - tłumaczyła. Agnieszka Radwańska była wyraźnie załamana i może dobrze się stało, że jej mecz w deblu z Urszulą Radwańską został z powodu deszczu przeniesiony na jutro. Gdy jeden z dziennikarzy próbował ją pocieszyć mówiąc, że team Radwańskich ma ciągle szanse na trzy medale, "Isia" przez zaciśnięte zęby zapytała: - Rozmawiał pan z wróżką? Agnieszka zdecydowała, że przystąpi do turnieju miksta razem z deblistą Marcinem Matkowskim. - Teraz, gdy nie ma mnie w turnieju singlowym, na którym najbardziej mi zależało. Będę chciała spróbować swych sił nie tylko w deblu, ale również w mikście z Marcinem Matkowskim - powiedziała. Odnosząc się do faktu, że Urszula zaszła dalej na turnieju olimpijskim, stwierdziła: - Pewnie już kiedyś się tak zdarzyło. Mam nadzieję, że Ulka nie zakończy swego udziału w singlu na drugiej rundzie (trafia tam na Serenę Williams - przyp. red.) i zajdzie trochę dalej. Na turnieju olimpijskim liczy się tylko zdobycie medalu, więc trzeba awansować przynajmniej do półfinału - tłumaczyła Agnieszka. Agnieszka zdradziła swoje plany startowe. Po igrzyskach wyjedzie za ocean, by najpierw zagrać na turnieju WTA w Montrealu, a później w Cincinnati i New Haven. Z Wimbledonu Michał Białoński Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!