Stoch na dużym obiekcie powtórzył sukces z normalnej skoczni, a Bródka był najszybszy w wyścigu na 1500 m. Wywalczyli trzecie i czwarte złoto dla Polski w tegorocznych igrzyskach, dzięki czemu w tabeli medalowej "Biało-czerwoni" awansowali na ósme miejsce. Łącznie w historii zimowych olimpiad 18 razy stanęli na podium, po sześć razy na każdym stopniu. Oprócz Stocha i Bródki, w Soczi z olimpijskiego triumfu cieszyła się również biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk, która w czwartek zwyciężyła w biegu na 10 km techniką klasyczną. W sobotę pierwszy do rywalizacji przystąpił Bródka. 1500 m to koronny dystans strażaka z Domaniewic, który w sezonie 2012/13 był najlepszy w Pucharze Świata. W Soczi wcześniej był 14. na 1000 m, ale jego pierwszy trener Mieczysław Szymajda wierzył, że jeśli teraz założy "kochane i sprawdzone" płozy, to włączy się do walki o medale. Polak jechał w 17. parze, z Amerykaninem Shanim Davisem, który na tym dystansie na dwóch poprzednich olimpiadach wywalczył srebro. Tym razem był tłem dla Bródki, który rozkręcał się z każdym metrem. Gdy minął linię mety, zegar wyświetlił przy jego nazwisku czas 1.45,00 i "1". Objął prowadzenie, a na start czekało ledwie sześciu zawodników. W dwóch kolejnych parach nikt nie zbliżył się do jego rezultatu i stało się jasne, że zostanie pierwszym polskim panczenistą, który zdobędzie olimpijski medal. Wcześniej były one dziełem wyłącznie łyżwiarek. W ostatniej parze świetnie spisał się Holender Koen Verweij. Wynik - 1.45,00. Identyczny jak Polaka. Główni zainteresowani, ich trenerzy i wszyscy kibice zamarli. Po chwili wszystko było jasne - Bródka był szybszy o 0,003, czyli... ok. 4,5 cm. "Pomarańczowi", po trzech złotych medalach, musieli zadowolić się srebrem. "To niesamowite. Wiedziałem, że muszę wygrać w parze, co mi się udało, ale nie wiedziałem do czego to wystarczy. Marzyłem o podium. Złoto? Dalej w to nie wierzę" - powiedział Bródka, który łączy karierę łyżwiarza szybkiego z pracą w straży pożarnej w Łowiczu. Szkoleniowiec kadry Wiesław Kmiecik przyznał, że nie od razu miał pewność, że Bródka będzie zawodnikiem najwyższej klasy, ale... "Mam zapis w dzienniku treningowym sprzed dwóch sezonów. Zanotowałem, że będzie mistrzem świata" - przypomniał. Niewielką pomyłkę można mu wybaczyć... Jan Szymański zajął 15. miejsce, a Konrad Niedźwiedzki był 20. Ten drugi nabawił się urazu mięśnia przywodziciela. Jak poważnego wykażą niedzielne badania. Oczy polskich kibiców z Adler Areny przeniosły się na skocznię narciarską, gdzie o drugie złoto miał walczyć Stoch. W rozegraniu serii próbnej przeszkodził wiatr, a konkurs rozpoczął się z 15-minutowym opóźnieniem. Stoch zamykał stawkę, miał przegląd sytuacji. W pierwszej serii poszybował w świetnym stylu na 139 m. Tyle uzyskał tylko Japończyk Noriaki Kasai, ale otrzymał niższe noty. W walce o medal liczyli się jeszcze Niemiec Severin Freund i Słoweniec Peter Prevc. W finale najwyżej poprzeczkę zawiesił nestor światowych skoczni. Kasai osiągnął 133,5 m. Polak, w podobnych warunkach wietrznych, wylądował metr bliżej. Otrzymał niewiele wyższe noty za styl i o jego sukcesie zdecydowała przewaga z pierwszej serii. Po chwili oczekiwania na tablicy wyników to przy nim wyświetliła się "1". 41-letniego Japończyka pokonał o 1,3 pkt. Brąz dla Prevca, wicemistrza z mniejszego obiektu. W rodzinnej wsi Stocha Zębie olimpijską rywalizację śledził premier Donald Tusk. "To by były najpiękniejsze chwile, chociaż mnie, jak i pewnie zgromadzonym tu tysiącom kibiców, zabrały chyba z pół roku życia. Zwłaszcza to oczekiwanie na decyzję sędziów. Bardzo się cieszę, że tu byłem. Będę tu wracał na pewno" - zapewnił. Stoch został trzecim, po Matti Nykaenenie i Simonie Ammannie, skoczkiem, który wywalczył indywidualnie dwa złote medale na jednych igrzyskach. Fin dokonał tego w 1988 roku w Calgary, a Szwajcar w 2002 roku w Salt Lake City i cztery lata temu w Vancouver. W sobotę Maciej Kot był 12., Jan Ziobro - 15., a Piotr Żyła zajął 34. miejsce. "Rakieta z Zębu" i jego koledzy w poniedziałek powalczą o medal w turnieju drużynowym. Medale Bródki i Stocha, podobnie jak innych sobotnich triumfatorów olimpijskich zmagań w Soczi, będą miały też szczególny wymiar. Będą zawierać fragment meteorytu, jaki spadł w okolicach Czelabińska dokładnie przed rokiem - 15 lutego 2013 roku. Oprócz Polaków, otrzymają je Rosjanie Aleksander Trietjakow (skeleton) i Wiktor An, Chinka Yang Zhou (oboje short track), Austriaczka Anna Fenninger (narciarstwo alpejskie), a także szwedzkie biegaczki narciarskie: Ida Ingemarsdotter, Emma Wiken, Anna Haag, Charlotte Kalla, które były najlepsze w sztafecie 4x5 km. Złoty medal ekipa "Trzech Koron" zawdzięcza głównie świetnej postawie i udanemu pościgowi na ostatniej zmianie Kalli, która w Soczi po raz trzeci stanęła na podium. Polki, głównie dzięki szybkiemu biegowi Justyny Kowalczyk, zajęły siódmą pozycję. Pięciokrotna medalistka olimpijska zmieniła startującą jako pierwszą Kornelię Kubińską i wyprowadziła sztafetę z 11. pozycji na czwartą. Utrzymała ją Sylwia Jaśkowiec, ale Paulina Maciuszek pozwoliła się wyprzedzić trzem rywalkom. "To najlepsza pozycja w igrzyskach. Dałyśmy z siebie tyle, ile mogłyśmy. Jesteśmy w "ósemce", a to bardzo ważne dla dziewczyn. Patrząc na Niemki czy Francuzki, powinny uwierzyć, że można jeszcze ciut lepiej" - podkreśliła Kowalczyk. Sensacją jest dopiero piąte miejsce Norweżek, w składzie których były m.in. Therese Johaug i Marit Bjoergen. W rywalizacji sztafet były niepokonane od 22 listopada 2009 roku. W supergigancie alpejek najszybsza była Austriaczka Fenninger. Srebro dla Marii Hoefl-Riesch; to jej drugi medal w Soczi, bowiem wcześniej triumfowała w superkombinacji. Tyle samo ma w dorobku Austriaczka Nicole Hosp, która była druga w superkombinacji, a w sobotę zajęła trzecie miejsce. Z trudną trasą nie poradziło sobie aż 18 zawodniczek. Wśród tych, które nie dojechały do mety były Karolina Chrapek i Maryna Gąsienica-Daniel. W turnieju hokeistów uwaga kibiców skupiła się przede wszystkim na spotkaniu Rosja - USA. Rozstrzygnęło się ono dopiero w serii rzutów karnych, a gospodarze igrzysk musieli się pogodzić z porażką 2-3. Pecha podczas treningu skicrossu miała z kolei Maria Komissarowa. Rosjanka doznała poważnych obrażeń kręgosłupa i przeszła już operację. W szpitalu odwiedził ją prezydent Władimir Putin.