Jakub Żelepień, Interia: Jak często myślisz o takim mieście, jak Paryż? Ksawery Masiuk: Muszę przyznać, że w ostatnim czasie coraz częściej. Igrzyska już za rogiem, więc siłą rzeczy te myśli pojawiają się w głowie. Na szczęście są one wyłącznie pozytywne. Jesteś typem człowieka, który mijający czas odlicza w rytm igrzysk, czy tę olimpijską magię poczułeś dopiero teraz, kiedy wiesz, że będziesz w samym środku przedsięwzięcia jako sportowiec? Od małego czuję olimpijską magię. W 2012 roku oglądałem podczas igrzysk w Londynie wszystkie możliwe dyscypliny, w Rio tak samo. W Tokio trochę odpuściłem, bo różnica czasu była duża. Skupiłem się wtedy tylko na pływakach. Teraz, jak powiedziałeś, sam jadę na igrzyska i czuję w związku z tym olbrzymią ekscytację. To, że wywalczyłeś kwalifikację olimpijską bardzo wcześnie, bo już w tamtym roku, to twój atut czy wręcz przeciwnie? Może wolałbyś do samego końca pozostać w stanie najwyższej gotowości i rywalizować o swój cel? To nie taka prosta sprawa. Z jednej strony miałem komfort przygotowań do igrzysk, ale z drugiej myślę, że mogłem stracić nieco psychicznie, bo od roku byłem pewien, że jadę do Paryża i nie miałem postawionego przed sobą celu na tu i teraz. Jak wyglądały twoje przygotowania na ostatniej prostej? Ostatni obóz przygotowawczy odbyłem w Poznaniu, tam szlifowałem formę już przed samym wyjazdem na igrzyska. Jeśli natomiast chodzi o trening, to on się raczej u pływaków nie zmienia. Jestem na basenie dwa razy dziennie, do tego dochodzi siłownia trzy razy w tygodniu. Jest intensywnie, czuję duże zmęczenie i cieszę się, że impreza docelowa za chwilę się rozpocznie. Wszystko, co robiłem, było ukierunkowane na igrzyska, więc nie mogę się ich doczekać. Szef POLADA zabrał głos na temat zawieszonego Polaka. Konsekwencje mogą być ogromne Byłeś niedawno na pływackich mistrzostwach Europy, zdobyłeś na nich cztery medale, choć sam mówiłeś, że pojechałeś na te zawody bez formy, jedynie kontrolnie. W jaki sposób można przełożyć twoje osiągnięcie na prognozowane wyniki w Paryżu? Wiemy, że dojdą zawodnicy spoza Europy, więc pytanie: o ile trzeba będzie poprawić swoje czasy? Nie jest tajemnicą, że na igrzyskach poziom będzie dużo wyższy, bo po pierwsze dojdą zawodnicy spoza naszego kontynentu, a po drugie nawet na ostatnich mistrzostwach Europy zabrakło kilku topowych pływaków. Konkurencja będzie więc ogromna, tego możemy być pewni. Ja patrzę jednak przede wszystkim na swoje czasy, które wyglądają dobrze. Chciałbym pobić swoją życiówkę na 100 metrów, bo jest ona zabetonowana od dwóch lat. Kiedy powiedziałem trenerowi, do jakiego wyniku zamierzam zejść, zrobił wielkie oczy. Ja jednak uważam, że jest to w moim zasięgu. Odczuwasz presję otoczenia? Zdobyłeś kilka medali, ludzie zaczynają ciebie rozpoznawać, więc siłą rzeczy pojawiają się też oczekiwania. Coś się w tej materii zmieniło twoim zdaniem w ostatnich miesiącach? Oczekiwania na pewno są, ale szczerze mówiąc - nie zwracam na to zbyt dużej uwagi. Największą presję nakładam na siebie sam. Myślę, że jestem dużo bardziej surowy niż kibice. Polska wysyła na igrzyska dość młodą kadrę pływacką, zwłaszcza w porównaniu do poprzednich lat. To wasza zaleta? Sądzę, że tak. Kiedy trzy lata temu byłem po raz pierwszy na zawodach seniorskich, większość osób była około trzydziestki. Dziś niemal wszyscy kręcimy się wokół dwudziestki, więc zmiana jest duża i na pewno zauważalna. Myślę, że jesteśmy bardziej zmotywowani do pracy. Młodzi i gniewni. Nie widzimy żadnych limitów, blokad, dążymy do marzeń. To powinno przynieść efekty na igrzyskach. Kiedy nie jesteś na zawodach albo na treningu, odcinasz się od pływania? Czy twoja dyscyplina jest z tobą 24 godziny na dobę? Raczej staram się odciąć. Pływanie jest obciążające psychicznie, mój trening polega głównie na tym, że albo gapię się w sufit, albo na podłogę. To monotonne i człowiek ma czasami tego po prostu dość. Kiedy jest praca, to jest praca, ale w czasie wolnym zajmuję się innymi rzeczami. Nie mogę żyć wyłącznie pływaniem. A kiedy jedziesz na wakacje i widzisz przed sobą basen albo piękne, ciepłe morze... To nie korzystam. Na wakacjach nie ma mowy o pływaniu. Mam to na co dzień, więc podczas urlopu chcę zapomnieć o tym, że jestem sportowcem. Wmawiam sobie, że jestem zwykłym nastolatkiem i korzystam z życia. Sensacyjne kulisy rezygnacji Hurkacza. Szef PKOl od razu chwycił za telefon Co więc robisz w wolnym czasie jako zwykły nastolatek? Wiadomo - bardzo lubię grać na konsoli. Jestem fanem FIFY, więc głównie w nią gram. Czasem odpalę też coś fabularnego. Oprócz tego uwielbiam bawić się ze swoim kotem. Wiem, że może głupio to brzmi, ale kiedy wracam do mieszkania po intensywnym treningu i go widzę, od razu mam na twarzy uśmiech. Poza tym chętnie słucham też muzyki. No i odkąd rzadko jestem w domu, to coraz mocniej doceniam wspólne chwile z rodziną. Nie masz czasem momentów, w których myślisz sobie, że lepiej byłoby jednak być tym przytaczanym już zwykłym nastolatkiem? Imprezować, nie spać w nocy, jeść śmieciowe jedzenie. Były takie momenty, oczywiście, że tak. Trener uświadomił mi jednak, że tak naprawdę nigdy nie chciałbym się z nikim zamienić na życia. Imprezy, śmieciowe jedzenie, spanie do późna nie zastąpiłyby mi tego, co czuję, spełniając swoje sportowe marzenia. Zmieńmy temat. Wiem, że swego czasu rozważałeś przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych, aby tam studiować i trenować. Temat upadł czy został odroczony? Nie powiedziałbym, że definitywnie upadł, furtka dalej jest otwarta, ale na razie nie zamierzam podejmować takiej decyzji. Jestem zadowolony z tego, jak wyglądają moje treningi w Polsce. Sądzę, że dają mi one bardzo dużo. Z drugiej strony nigdy nie chcę mówić nigdy. Podobno o pieniądzach się nie rozmawia, więc zostawiłem tę kwestię na sam koniec. Chcę mianowicie zapytać, czy z pływania na twoim poziomie - medalisty mistrzostw Europy, olimpijczyka - da się wyżyć. Da się wyżyć. Nie zarabiam kokosów jak piłkarz, to naturalne, ale jest w porządku. Nie narzekam. Mamy miesięczne stypendia, które są oparte na wynikach. Do tego dochodzą nagrody, ale tylko na mistrzostwach świata. Na mistrzostwach Europy organizatorzy niczego nie dają. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia