Tymczasem po czarnej serii pięciu porażek z rzędu, w dodatku bez strzelenia bramki, jego zespół ograł mistrzów Polski - KGHM Zagłębie Lubin, a w kolejnym meczu rozgromił wicemistrzów - PGE GKS Bełchatów. To bez wątpienia najbardziej sensacyjne wyniki rundy jesiennej Orange Ekstraklasy. A przecież niewiele brakowało, żeby Fornalak nie prowadził już zespołu w tych spotkaniach. Przed dwoma tygodniami głośno huczało, że jego miejsce ma zająć Michał Probierz. Fornalak robił swoje, a z prasy dowiadywał się, że prezes Polonii jest już "po słowie" z byłym szkoleniowcem Widzewa Łódź. INTERIA.PL: Był pan wściekły na wieści o szykowanej zmianie trenera? - Gdy myślę o tej sytuacji, to mam mieszane uczucia. Wiadomo, że gdy trener przegrywa mecze, to musi być przygotowany na to, że przyjdzie do niego prezes i powie, że kredyt zaufania się wyczerpał i trzeba się rozstać. Ale jak człowiek dowiaduje się z drugiej ręki, że ma zostać zwolniony, to boli. Ale cóż, takie jest życie trenera. Nie miał pan dość? Nie myślał pan, żeby powiedzieć do widzenia i zamknąć za sobą drzwi? - Ciężko to mieli chłopcy, bo proszę spojrzeć: to oni wychodzą na boisko i po laniu 0:5 muszą grać z mistrzem Polski. Ja nigdy nie byłem w takiej sytuacji. A przecież oni mają mizerne doświadczenie w lidze. Dlatego tym bardziej warto ich pochwalić za to, że udźwignęli ciężar. Z którego z tych dwóch spotkań jest pan bardziej zadowolony? - W Bełchatowie rozegraliśmy najlepszy mecz pod względem taktycznym. Graliśmy bardzo konsekwentnie, zawodnicy robili dokładnie to, czego od nich wymagaliśmy. Według prasy grę Polonii odmienił "okrągły stół", do którego mieli zasiąść piłkarze, działacze i sztab trenerski. - Żadnego okrągłego stołu nie było. Po każdym meczu dokładnie analizujemy naszą grę, aby w kolejnych spotkaniach nie powtarzać starych błędów. Owszem, po meczu w Krakowie spotkaliśmy się z radą drużyny. Ale rzeczywiście, ostatnie tygodnie przyniosły duże zmiany. W czym tkwią największe? - Na pewno w poprawie realizowania założeń taktycznych. Do tej pory pod tym względem było dobrze do momentu, w którym traciliśmy gola. Później zaczynała się radosna twórczość i robił się bałagan, a ta droga prowadzi prosto do porażki. Zapytam trochę prowokacyjnie: o co gra drużyna, która rozłożyła na łopatki mistrza i wicemistrza? - No właśnie... Nie chciałbym, żeby patrzono na nas przez pryzmat tych dwóch meczów, bo w takim układzie porażka z kimś teoretycznie słabszym automatycznie będzie klęską. Tymczasem dla nas każdy punkt jest na wagę złota, a naszym celem jest walka o utrzymanie i nie zmieniły tego ostatnie dwa zwycięstwa. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz