- Humor mi dopisuje, bo już się skończyły igrzyska dla nas. Cała drużyna inaczej sobie wyobrażała start na nich. Dzisiaj był mecz ostatniej szansy, meczu o honor już nie będzie. Dużo słabiej zagrałem niż powinienem. Samantha Stosur w odróżnieniu ode mnie grała bardzo dobre, świetnie serwowała, radziła sobie grając wolejem. Wynik 6:3, 6:3 odzwierciedla ich przewagę, ale gdyby parę piłek inaczej się skończyło, moglibyśmy być w lepszych nastrojach. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy, ale życie toczy się dalej - komentował Marcin Matkowski. - W drugim secie mieliśmy przełamanie, ale nie wykorzystaliśmy tego. Zepsułem łatwego woleja - bił się w piersi. - Z odbiorem serwisu Hewitta Agnieszka radziła sobie bardzo dobrze. Jeśli ktoś zawodził, to byłem to ja. - Czasem brałem za dużo na siebie. W pogoni za jedną piłką wszedłem chyba w dwie trzecie kortu Agnieszki, chyba niepotrzebnie. Chcieliśmy zagrać jak najlepiej. Pierwszy mój serwis oddaliśmy, to nas może nie podłamało, ale rywale przez to szybko odskoczyli na 3:0. Agnieszka utrzymała podanie, później była szansa przełamania Hewitta przy stanie 5:3. Czasami jak za dużo chcę zrobić, to wychodzi źle i dzisiaj mieliśmy chyba tego przykład. Jedyne, co zrobiła źle Agnieszka, to chyba złego partnera sobie wybrała - mówił samokrytycznie Matkowski. Z Wimbledonu Michał Białoński