Niestety, ale emocjonująca przygoda Rakowa Częstochowa w Lidze Mistrzów dobiegła końca. Niestety, ale waleczne serca, a także boiskowy charakter nie wystarczyły, by mistrzowie Polski zameldowali się fazie grupowej Ligi Mistrzów. Ekipa z Limanowskiego po zaciętym i niezwykle emocjonującym dwumeczu uległa FC Kopenhadze, która na przestrzeni 180 minut wykazała się niezwykłą skutecznością, a co najważniejsze piłkarskim wyrachowaniem. Środowy mecz w stolicy Danii miał dać odpowiedź, czy drużyna Dawida Szwargi jest gotowa, by za kilka tygodni zaprezentować się na największej z piłkarskich scen. Oczywistym faworytem do awansu pozostawał zespół Jakoba Neestrupa, na której korzyść przemawiała jednobramkowa przewaga wywalczona w pierwszym akcie tego dwumeczu, który miał miejsce przed tygodniem na stadionie Sosnowcu. Raków skarcony kapitalnym uderzeniem. Kibice Kopenhagi wpadli w euforię Tuż po pierwszym gwizdku sędziego podopieczni Dawida Szwargi ambitnie wyszli do przodu, zakładając bardzo agresywny pressing na połowie gospodarzy. Zadziorność, a także chęć szybkiego wyprowadzenia ciosu nie przyniosły pożądanych rezultatów, bo już chwilę później tempo gry mocno wyhamowało. W kolejnych minutach kibice zgromadzeni na legendarnym Parken obserwowali wyważoną odpowiedzialną grę taktyczną z obu stron. Zarówno FC Kopenhaga, jak i Raków nie forsowały tempa, starając się wybadać wzajemne możliwości. Popis kibiców Kopenhagi. Wielkie show tuż przed meczem W początkowej fazie meczu gospodarze skrzętnie realizowali swój plan, starając się trzymać grę Rakowa jak najdalej od własnej bramki. Mistrzowie Polski mimo optycznej przewagi, nie stworzyli sobie dogodnej sytuacji, która zmusiłaby Kamila Grabarę do większego wysiłku. Dopiero w 20. minucie gra nabrała rumieńców powodując szybsze bicie serc sympatyków obu ekip. Papanikolaou wywalczył sobie futbolówkę przed polem karnym, ominął jednego z rywali, a następnie uderzył tuż nad poprzeczką bramki polskiego golkipera. W kolejnych minutach to mistrzowie Polski przejęli inicjatywę, konstruując kilka naprawdę obiecujących akcji. Niestety, ale brak skuteczności sprawił, że na tablicy wyników w dalszym ciągu widniał bezbramkowy remis. O tym, ze Raków był w stanie realnie zagrozić swoim oponentom świadczy okazja z 29. minuty, kiedy to zakotłowało się w polu karnym Kopenhagi. Niestety, ale żadna z serii wrzutek w "szesnastkę" gospodarzy nie znalazła drogi do siatki. Trener FC Kopenhagi stawia zarzuty Rakowowi. I grzmi: To niesprawiedliwe Znalazło ją perfekcyjne uderzenie Denisa Vavro, który w 36. minucie skorzystał z niefrasobliwego wybicia jednego z zawodników Rakowa i zdecydował się na sytuacyjny strzał z dystansu. Niestety, ale piłka kompletnie zaskoczyła Vladana Kovacevicia, który chwilę później był zmuszony wyciągać piłkę z siatki. W późniejszych minutach Raków oddał pole Kopenhadze, która szybko wyczuła lekką dezorientację gości i starała się zamknąć losy rywalizacji jeszcze w pierwszej części meczu. W 45. minucie piłkarze "Medalików" mieli mnóstwo szczęścia, bo po składnej akcji gospodarzy piłka wylądowała na poprzeczce, a następnie znalazła się w rękawicach golkipera z Częstochowy. Niestety, ale znów powtórzył się scenariusz z pierwszego meczu, gdy duński zespół oddając zaledwie jeden celny strzał, mógł się cieszyć z umieszczenia piłki w bramce. Raków na przestrzeni pierwszej połowy skupił się na posiadaniu piłki, chcąc zawiązywać swoje akcje za pomocą ataku pozycyjnego. Jak się okazało, taktyka obrana przez trenera Szwargę okazała się nieskuteczna, a kolejne 45. minut miało dać odpowiedź, czy mistrzowie Polski zmienią swój styl gry i zdołają odrobić deficyt dwóch bramek. Raków żegna się z Ligą Mistrzów, zdecydowała skuteczność. Mistrzowie Polski w Lidze Europy Scenariusz w drugiej połowie nie uległ zmianie. Raków musiał odważnie zaatakować, dlatego piłkarze z Limanowskiego starali się opierać swoją grę na kontrolowaniu futbolówki i szukaniem swoich szans w ataku pozycyjnym. Kopenhaga z kolei skupiła się na efektywnej obronie, która raz za razem wyhamowywała ofensywne zapędy Częstochowian. Najgorszy moment dla Rakowa i polskich drużyny. Jest jednak światełko w tunelu Mistrzowie Polski niemal przez cały mecz bili głową w mur, nie będąc w stanie sforsować zasieków defensywnych duńskiej ekipy. Ich gra ożywiła się w okolicach 65. minuty, kiedy to najpierw Kochergin ostęplował lewy słupek bramki Kamila Grabary, a następnie Fabian Piasecki mógł zaskoczyć reprezentanta Polski uderzeniem głową. Nadzieje polskich fanów rozbudziły się w 87. minucie kiedy to Raków uśpił czujność gospodarzy i zdołał doprowadzić do wyrównania. Świetne dośrodkowanie Rakowa skutecznie wykorzystał Fran Tudor, który w przytomny sposób odegrał piłkę pod nogi Łukasza Zwolińskiego, który pokonał bezradnego Kamila Grabarę. Gracze Rakowa uwierzyli, że są w stanie wygrać ten mecz. Swoją szansę miał John Yeboah, który zakręcił jednego z defensorów, a następnie uderzył tuż obok bramki. Kilkadziesiąt sekund później szansę miał również Papanikolaou, jednak jego strzał wylądował w rękawicach Kamila Grabary. Niestety, ale mocna końcówka Rakowa nie wystarczyła, by mistrzowie Polski zameldowali się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Ostatecznie "Medaliki" będą reprezentować nasz kraj w Lidze Europy. Swoich potencjalnych rywali w tych rozgrywkach poznają w piątkowe popołudnie, gdy zostaną rozlosowane grupy wszystkich europejskich pucharów.