Maciej Słomiński, INTERIA: Rozmawialiśmy w lutym przed finałem Super Bowl, nie mogło również zabraknąć wątku bokserskiego. Wówczas mówił pan: "W Paryżu mamy szanse w kobiecym boksie, ale tu postawię kropkę, żeby nie zapeszyć". Czy dziś już możemy ujawnić czy Julia Szeremeta była w tym gronie, czy jej obecność w finale igrzysk jest wielką niespodzianką? Andrzej Kostyra, dziennikarz i komentator sportowy, specjalista od boksu: - Julia Szeremeta była wielką niewiadomą. Młodziutka dziewczyna, to przecież najmłodsza medalistka olimpijskiego turnieju bokserskiego. Nigdy nie wiadomo jak taka młoda debiutantka zachowa się na wielkiej imprezie, nie mając doświadczenia. Tymczasem ona walczy bez żadnego szacunku do autorytetów i rywalek. Dla mnie ona jest Ołeksandrem Usykiem w spódnicy. Jest i fenomenalna praca nóg i refleks. Potrafi wydłużyć serię ciosów. Jest mocna psychicznie, bo przecież w półfinale pierwszą rundę przegrała. Odwrócić losy walki nie jest łatwo. Finał dopiero wieczorem, a już są ogromne kontrowersje. Chodzi o płeć Tajwanki Lin Yu-Ting, która została zdyskwalifikowane podczas zeszłorocznych mistrzostw świata z powodu zbyt wysokiego poziomu testosteronu. - Wszystko stało się dziś polityczne, to jest walka na szczytach władzy nie tylko bokserskiej. Ja bym się tymi kontrowersjami nie sugerował. Julia musi wygrać w finale z Lin. Trzeba też liczyć na odrobinę szczęścia u sędziów. Julia Szeremeta powalczy o olimpijskie złoto Co to znaczy? - Choćby takiego jak miał Jerzy Kulej na igrzyskach olimpijskich w Meksyku. Przecież nasz znakomity mistrz wygrał trzy walki o włos: 3:2. Wygrał ze znakomitym Węgrem Janosem Kajdim, potem Peterem Tiepoldem z NRD i w finale z Enrique Regüeiferosem z Kuby. Gdyby przegrał w pierwszej walce cała historia potoczyłaby się inaczej. Trzeba trzymać za to kciuki, bo przypuszczam, że walka Szeremety będzie wyrównana. Werdykt będzie się ważył do ostatniej chwili. Potrzebne będzie trochę szczęścia i promyka z niebios, który zaświeci w kierunku arbitrów. Jak pan ocenia mentalne podeście Szeremety? Albo to jest taka gra albo do niej nie dochodzi, przed jak wielką szansą stoi. Julia otwarcie mówi, że igrzyska to turniej jak każdy inny, a przecież to pierwszy polski finał na igrzyskach od 1980 r. - Na igrzyskach w Moskwie Paweł Skrzecz prowadził ze Slobodanem Kacarem. Chciał podkreślić jeszcze w trzeciej rundzie swoją przewagę i nadział się na kontrę, był liczony i to zadecydowało. Uważam, że to jest absolutnie siła Julii Szeremety, że ona jest sobą, że nie bierze do siebie ogromnej stawki, bo ona potrafi przygnieść niejednego sportowca. Psychika i dobre podejście to jest jeden element, drugi to jej ogromne już umiejętności, a trzeci to znakomity skład trenerski. Tomasz Dylak pokazał że ma talent nie mniejszy niż zawodniczka. W narożniku spisuje się doskonale i ma do pomocy Kamila Gorząda. Oni są w stanie nanieść poprawki w czasie walki i, co najważniejsze, umiejętnie przekazać je zawodniczce. Nie wiem, jak będą motywować Julię, bo są różne metody motywacji. W boksie zawodowym, trener próbował zawodnika zmotywować gdy on przegrywał takimi słowami: "K...a, czy ty nie widzisz, że on kradnie ci dom, na który wziąłeś kredyt?". To jest finał igrzysk olimpijskich, nie wiem czy motywacja jest w ogóle potrzebna, czy raczej umiejętne schładzanie emocji? - Widać, że Dylak ma po prostu talent, wie co zrobić. To jest taki następca, może nie Feliksa Stamma, bez przesady, to za duże nazwisko, ale Andrzeja Gmitruka, który w narożniku potrafił zmotywować zawodników, dodać im energii, napoić pewnością siebie. Jak się w ogóle panu podobają te igrzyska olimpijskie w Paryżu? Jest czas na podsumowanie, bo jutro już jest ich koniec. Były te historie o za krótkich łóżkach itd. - To są bzdury, zawsze się znajdą jakieś za małe balkony i tego typu historie. Nie ma mnie w Paryżu, moja córka jest, ale w telewizji widzę piękne miasto i fantastycznie wkomponowane w nie areny olimpijskie. To są znakomite igrzyska, jest wspaniała atmosfera, widać, że kibice bardzo sportowo dopingują, pod tym względem igrzyska są bardzo fajne. Jedyna łyżka dziegciu w tej beczce miodu to ta ceremonia otwarcia, która też była fajna, z wyjątkiem scen ostatniej wieczerzy. To wzbudziło na całym świecie olbrzymie kontrowersje, to było zupełnie było niepotrzebne, to jakiś idiota wymyślił, co sprowokowało połowy świata do protestów. Gdyby tego nie było, to można by było w skali od 1 do 10, dać dziesiątkę tym igrzyskom.