INTERIA.PL: Myślał pan, że będzie łatwiej? Dariusz Fornalak: - Nasza gra w pierwszej lidze po awansie była dla nas wielką niewiadomą. Teraz, po tych kilku meczach, mamy obraz tego, co nas czeka. Szkoda punktów straconych w spotkaniach z Jagiellonią i Zagłębiem Sosnowiec, bo w obu powinniśmy pokusić się o jakąś zdobycz. Szkoda tym bardziej że wszystko wskazuje, że będziemy z nimi walczyć o utrzymanie. Po pierwszych meczach, powiedzmy, ze średniakami, przyszedł czas na grę z silniejszymi przeciwnikami. Po porażce 0:4 w Kielcach powiedział pan, że dopiero Kolporter Korona tak naprawdę przywitał was w ekstraklasie. - Mecze z silniejszymi zespołami - Kolporterem, Groclinem czy Wisłą w sparingu, pokazały mi, że najmocniejsze firmy ekstraklasy są poza naszym zasięgiem. Pewnie, że będziemy walczyć, ale każdy urwany im punkcik byłby dla nas olbrzymim sukcesem. Popełniając proste błędy - tak jak choćby w Kielcach - nie mamy czego szukać. W najlepszych drużynach ligi są tacy zawodnicy, którzy mają wystarczające umiejętności i doświadczenie, aby bezlitośnie wykorzystać nasze potknięcia. Puchar Polski odpuściliście? - Wcale nie! Wprawdzie wystawiłem zawodników, którzy w lidze mniej grali, ale miałem nadzieję, że tym bardziej będzie im zależeć i pokażą, że popełniliśmy błędy w ich ocenie. Ale ten mecz był po prostu w naszym wykonaniu fatalny. Nie wyobrażałem sobie, że może być aż tak źle. Mówił pan, że największym mankamentem w waszej grze jest nieskuteczność w ataku. Tymczasem z obroną też nie jest najlepiej. - Nieskuteczność może nie jest największym, ale na pewno jednym z największych. Strzeliliśmy do tej pory tylko dwie bramki, a przecież okazji było bardzo dużo. My ich nie wykorzystujemy, a bezlitośnie robią to przeciwnicy. Przykładem mecz w Kielcach, gdzie w pierwszej połowie - według mnie dobrej w naszym wykonaniu - mogliśmy strzelić dwa gole. Liczy pan, że nowi Słowacy uszczelnią defensywę. - Mam nadzieję, że to będą wzmocnienia. Radoslav Kral już wszedł na boisko w ostatnim meczu, a Pavol Stano jeszcze nie mógł, bo nie doszedł jego certyfikat. Wiele wskazuje na to, że problem w dużej części tkwi w psychice piłkarzy. Po stracie bramki szybko tracą wiarę, że uda się coś jeszcze zwojować. - Potrafimy zagrać dobrze, ale tylko część meczu. Gdy dostaniemy gola, rzeczywiście zaraz robi się bałagan. Zdaję sobie sprawę, że musimy dążyć do tego, żeby zagrać dobrze w całym meczu. Nie ma innej rady - trzeba robić to, co sobie założyliśmy. Ja też lubię wygrywać, ale cóż. Nie da się ukryć - macie pod górkę. Jeszcze ten stadion. Chłopakom na pewno łatwiej byłoby wykrzesać z siebie więcej, gdyby czuli, że rzeczywiście grają dla kibiców. - Oczywiście. To, że nie możemy grać przed własną widownią jest dużym utrudnieniem, tym bardziej że Polonia zawsze dużo punktów zdobywała u siebie. Pozostaje mieć nadzieję, że na wiosnę rzeczywiście będziemy mogli występować na własnym stadionie. Teraz dwa tygodnie przerwy. Jakie plany? - W środę jedziemy na zgrupowanie do Cieszyna. Chcemy potrenować tam na lepszym boisku, bo u siebie ćwiczymy w ciężkich warunkach. Nie ukrywam, że to odbija się na naszej postawie, bo w pierwszej lidze jest szybka gra, a stan naszej murawy nie pozwala na jej ćwiczenie. Na koniec zgrupowania zagramy sparing z Przebojem Wolbrom, później będziemy już szykować się na ligowy mecz z Górnikiem.