- Miałam mentalność juniorki i nie mogłam się przekonać do podnoszenia ciężarów, a także biegania na nartach. Chciałam tylko wiosłować, bo to jest coś, co kocham. I na tym tle wynikały nieporozumienia, ale trener miał rację, teraz już nie narzekam, tylko zasuwam na siłowni i na nartach ile trzeba - powiedziała Karolina Naja. Naja była za burtą igrzysk olimpijskich w Londynie na długo przed ich rozpoczęciem nie tylko z uwagi na charakter, ale też przegrane kwalifikacje, jakie miały miejsce w maju w Poznaniu. - Myślałam, że drzwi na igrzyska w Londynie definitywnie się zamknęły, warunki, silnie wiejący wiatr mi przeszkodził, ale się nie poddałam. Powiedziałam sobie, że życie się nie zmienia, mam 22 lata i będę szykować się do igrzysk w Rio de Janeiro - wspominała Karolina. Życie przyniosło jej jednak miłą niespodziankę - Międzynarodowa Federacja Kajakarska przyznała Polsce dziką kartę dla "czwórki" kobiet na igrzyska w Londynie, dzięki czemu z listy rezerwowej trener Kryk wziął do kadry właśnie Naję. Przed czterema laty w Pekinie dwójka kajakarek Beta Mikołajczyk/Aneta Konieczna wywalczyła srebro, ale na brązowy medal zdobyty pod Londynem nikt nie narzekał. - Wiem, że teraz to nie jest srebro, nie jestem daltonistką, ale nie warto porównywać. To są inne igrzyska - podkreślała pani Beata. W minionych latach Mikołajczyk pływała w dwójce jako pierwsza, teraz płynie z tyłu. - Ja jestem silnik, a Karolina kierownica - żartowała Mikołajczyk. - Beatę posadziłem z tyłu, gdyż jest cięższa, silniejsza, ale też mniej dynamiczna. Karolina lepiej się sprawdza na pierwszym miejscu, bo jest szybsza i ma lepszy refleks - tłumaczył trener Kryk. Finisz wyścigu na 500 m był niezwykle emocjonujący. Na mecie nie byliśmy pewni medalu. - Chinki się rozpędzały, a nasza dwójka traciła prędkość, ale gdy kajaki dotarły do czerwonych bojek, krzyknąłem do drugiego trenera: "Nie dojdą nas!". Miałem rację - dodał Kryk. - Na start nie ubrałam soczewek kontaktowych. Gdy przypłynęłyśmy na metę, powiedziałam, że jesteśmy chyba czwarte. Na szczęście zbyt dobrze bez soczewek nie widzę - opowiadała Mikołajczyk. - Modliłam się, by na tablicy wyświetlono nas jako trzecie. I tak się stało! Nasza "dwójka" na medal nie miała łatwych chwil po środowym starcie, choć na odprawie z trenerem zawodniczki wspólnie uznały go za sukces. - Po czwartym miejscu w "czwórce" były łzy, smutek, ale powiedziałyśmy sobie, że igrzyska jeszcze trwają i wyjdziemy z nich zwycięsko - opowiadała Karolina. Po doświadczeniu ze startu "czwórki", która minimalnie przegrała medal, Tomasz Kryk zmienił taktykę dla "dwójki". - Poszliśmy va banque, czyli mocno od samego początku - opowiadał trener kajakarek. - Najgorsze jest pierwsze trzysta metrów, gdy płynie się na dużym długu beztlenowym. Odstawienie konkurencji daje jednak komfort psychiczny, a gdy dopłynie się do trybun, to ich wrzawa, entuzjazm dają energię na końcówkę. W ogóle dziewczyny niesamowicie finiszowały. Miały płynąć na 118 uderzeń (wioseł na minutę - przyp. red.), a płynęły 128. Obie zawodniczki dały z siebie wszystko, ale na finiszu Naja była ledwie przytomna. - Karolina prawie zemdlała, na ostatnich metrach nic nie widziała - zdradził trener. "Uważaj, jest lekko pod wiatr, finisz będzie wydłużony" - usłyszała od Kryka instrukcję prowadząca naszą "dwójkę" Karolina Naja. - Bolało, oj bolało, bo ostatnie metry zawsze bolą, ale niejeden wcześniejszy start gorzej odczułyśmy. To, co tu osiągnęłyśmy, jest wytrenowane ciężko przez trzy lata - podkreślała Naja. - To medal wywalczony przez całe polskie kajakarstwo. Wierzymy, że nie ostatni. "Masz wolną rękę, jesteś doświadczoną zawodniczką, daję ci wolną rękę, możesz popłynąć niekonwencjonalnie" - taką wskazówkę dostała Beata Mikołajczyk. - Trener powiedział, że jesteśmy silne i zdolne, wywalczymy medal. Tak jak przez cały rok mu wierzymy i ufamy, tak było też dzisiaj. Nie bałyśmy się, że sił zabraknie. Płynęłyśmy z całych sił, dając tyle sił, ile tylko mamy ich w rękach. Na mecie przecież bić nas nie będą, więc bać się nie było czego - komentowała Beta. A trener Kryk nie zaspokoił jeszcze apetytu na medale. Wietrzy kolejne w starcie "jedynek" Marty Walczykiewicz i Piotra Siemionowskiego. Z Eton Dorney Michał Białoński